-Witaj Raven- usłyszałam za swoimi plecami tak dobrze znany mi głos. Odwróciłam się gwałtownie. Za mną stała niewysoko, troszkę otyła kobieta ze zmarszczkami pokrywającymi całą twarz, mająca na oko, około 50 lat.
-Kim jesteś?- zaniepokoiłam się, choć nie dałam tego po sobie poznać.
-Jak to? Nie pamiętasz mnie? Swojej opiekunki i przyjaciółki zarazem? To ja! Satelia!- wykrzyknęła, chociaż i tak żaden z przechodniów nie zwrócił na nią większej uwagi. Tak, tutaj, na tej przeklętej planecie wszyscy byli obojętni względem krzyczących osób. Mogę się założyć, że gdyby ktoś napadł na staruszkę, która ledwo byłaby w stanie chodzić, nie mówiąc już o samoobronie, nikt, kompletnie nikt, nie zwrócił by na nią uwagi.
-Przepraszam, ale chyba mnie z kimś pomyliłaś...
-Co?! Rachel, ciebie nie da się z nikim pomylić! Po prostu nie da!- szybko przycisnęłam dłoń do jej ust. Nie chciałam, by jakaś wariatka zwróciła uwagę strażników, którzy zapewne gdzieś się tu pałętali. Pociągnęłam ją między jakieś umierające rośliny, które były naprawdę imponujących rozmiarów.
-Skąd znasz moje imię?!- wyszeptałam rozeźlona.
-Naprawdę? Myślałam, że mnie nigdy nie zapomnisz. Przynajmniej tak obiecywałaś przed ucieczką licho wie gdzie. - nagle mnie olśniło! Przyjrzałam jej się uważnie, by utwierdzić się w przekonaniu, że to ona. Doprawdy, miało takie zdarzenie, ale wtedy Satelia była... w moim wieku. A w każdym razie nie możliwe, by aż tak się postarzała.
Kobieta widząc mój wzrok dodała:
-Twój ojciec dowiedział się o wszystkim. Bydlak jest naprawdę sprytny! Za karę chciał mnie pozbawić życia, ale w ostatniej chwili pomógł mi Jasc, wiesz, ten który pracował przy zmywaku, i razem uciekliśmy. Obecnie chowamy się w podziemiach, ale musiałam wyjść zaczerpnąć świeżego powietrza. Starość nie radość.- zaśmiała się.- A co cię tu sprowadza? Myślałam,że jak uciekać to na stałe.
-Pamiętasz tą szkatułkę, którą podarowałaś mi w przeddzień mojego... eee zniknięcia? Taką drewnianą. Obawiam się, że ktoś próbował mi ją wykraść.
-Co proszę? - kobieta wyraźnie się zdziwiła.- Przecież ona nie jest wiele warta i jakiejś szczególnej mocy też nie ma. Phi! Właściwie to jest najzwyklejszym pudełkiem!
-Ona najwyraźniej tego nie wiedziała...- powiedziałam. Po mojej twarzy przebiegł cień uśmiechu. Przypomniałam sobie wszystkie wypady na miasto. Kupowanie stery ubrań, podrywanie każdego fajnego kolesia... eh to były czasy. Jednak niemalże natychmiast przypomniałam sobie jej zdradę.
*Niemalże w tym samym czasie*
-Koriand'r! Co ty tutaj robisz?!