" Jeśli się cofasz, to tylko po to by wziąć rozbieg" :)
poniedziałek, 26 października 2015
One shot (1)
Mrok. Ciemność. Była pusta. Była nikim. Pozbawiona emocji, cielesna istota. Za taką ją wszyscy mieli. Czarne włosy, oczy koloru zgniłej zieleni i ta blada cera. Gdyby nie jej pochodzenie byłaby zapewne kolejną słodką idiotką, której życiowe problemy to: na jaki kolor pomalować paznokcie? W co się ubrać? Czemu on na nią patrzy?!
Nie, ona taka nie była. To on nie pozwalał jej na normalne życie. To on ją torturował przez tyle lat i to właśnie on skutecznie pozbył się jej matki. Wiecie już kto? Jej koszmar powszechnie znany jako Szerszeń. Seryjny morderca poszukiwany w pięciu krajach. By nie wylądować w pudle za zabójstwo ponad czterdziestu osób swoim nożem Cold Steel ODA zmieniał swoją tożsamość, miejsce zamieszkania, a nawet wygląd. Dla niej był rodzicem. Chodziła do normalnej szkoły. Trzeciej od początku kalendarzowego roku. Liczyła na znalezienie przyjaciół, osób, które ją wesprzą , ale jej liczne siniaki i inne oznaki tortur skutecznie odstraszały rówieśników. Miała zaledwie trzynaście lat. Jednak jej życie nie zawsze było w czarnych barwach. Do ósmego roku życia wszystko było normalnie. Miała kochających rodziców, mnóstwo przyjaciół. Żyła niczym w bajce. Wszystko zmieniło się przez niemądre posunięcie matki. Zdradziła swojego męża, który gdy tylko się o tym dowiedział zabił ją.
Dochodziła godzina 23:58. Już postanowiła. Nic nie zmieni jej decyzji. Tylko jeśli ma odejść to z klasą. Zawsze marzyła o takiej śmierci. Cudownej, bezbolesnej, a przede wszystkim mającej długo pozostać w pamięci. Miała tyle pomysłów. Od zatrucia się do skoczenia z dużej wysokości. Może to wydać się śmieszne, czy nawet niedorzeczne, ale właśnie te myśli napawały ją chęcią do życia. Zauważyła ,że nawet przestała się ciąć. Odchodząc z tego świata postanowiła zostawić po sobie jakąś pamiątkę. Jej postanowieniem było dać ojcu to, na co zasłużył. Rzecz jasna nie zamierzała go zabijać. Mama zawsze uczyła ją, że gdy zabije się człowieka, to wszystkie żywe istoty, których on się pozbył spadają na nasze "konto". Czy te nauki były słuszne, prawdziwe? Tego nie wiedziała. Za godzinę miał skończyć się ten dzień. Na kalendarzu zaznaczony jako Halloween. O równej północy zamierzała odejść do rodzicielki. Upewniła się, czy ojciec zasnął. Wybrała numer 997...
-Z tej strony komisariat policji. - odezwał się zaspany głos policjanta.
- ul. Powiat 8/18 *. Morderca znany jako Szerszeń. Proszę czym prędzej przyjeżdżać.
- Co proszę? Czy to jakiś żart? Halo....- usłyszał jedynie zakończenie połączenia.
Wzięła ukochany nóż ojca, którym zabił tylu niewinnych ludzi. "Skoro już wypełniłam zadanie mogę odejść" -pomyślała po czym wbiła go sobie centralnie w serce. By mieć pewność, że umrze, ostatkiem sił zadała sobie cios w brzuch. Po kilku minutach zmarła....
************************************************************************
Witam :). Ze względu na brak rozdziału postanowiłam dodać One shot'a. Może z okazji Halloween?
* adres wymyślony przeze mnie
sobota, 17 października 2015
Rozdział 9.
* Kori*
Przemierzałam uliczki Jump City. To niesamowite miasto. Oczywiście nie jest specjalnie dużych rozmiarów, ale przez to każdy może poczuć się jak "u siebie". Słońce już dawno zaszło. Muszę przyznać, że Ziemia należy do jednych z najładniejszych planet, na których miałam okazję spędzić trochę czasu. W zasadzie to czuję się tu jak w domu. Rzecz jasna brakuje mi rodziców, kochającej siostry, rodziny, ale... to już nie ta sama tęsknota. Miałam okazję spędzić w tym cudnym mieście niecałe trzy lata, ale już postanowiłam. Nie, nie zmienię decyzji. Muszę wrócić do miejsca moich narodzin. Wierzę, że Kometa się zmieniła. Mam tylko ją, a ona mnie. Tata zawsze uczył nas, że kiedyś zostaniemy tylko ja i Blackfire. On umrze a my, jako siostry, musimy się wspierać. Jednak jeszcze nie czas. Najpierw muszę załatwić moją misję w Jump City.
W jednej chwili oderwałam się od podłoża. Jeśli chcę wrócić do mojego prawdziwego domu muszę to zrobić! Powoli zbliżałam się do wieży Tytanów. Pierw obowiązki, później przyjemności. Jeżeli pamięć mnie nie zawodzi, powinno być to w pokoju Raven. Mała, czarna skrzyneczka z wielkim skarbem w środku. Oczywiście nie chodzi mi o pieniądze, klejnoty, biżuterię. Nie, to jest o wiele ważniejsze. Przez ten nieduży kuferek nie mogłam spać po nocach. To niesamowite, jak taka, z pozoru niewiele warta rzecz jest w stanie być czymś lepszym od chociażby worków pieniędzy. Są to przecież tylko papierki pomalowane na zielono. Nigdy nie rozumiałam dlaczego ludzie przywiązują tak wielką wagę do nich, że aż są w stanie poświęcić własne potomstwo dla ich zdobycia. To chyba najgorsza cecha ludzkości. Chciwość. Spojrzałam za zegarek. Było parę minut po dwudziestej. W sumie mogłabym poczekać aż wszyscy się upiją, ale za dobrze znam Rachel. Ona maksymalnie wypije szklankę Whisky. Jestem też prawie pewna, że długo tam nie posiedzi. Teraz czeka mnie trudniejsze zadanie niż przylecieć tu w odpowiedniej chwili. To był banał. W tej chwili muszę wymyślić jak wejść do jej królestwa. Powinna mieć jakieś okna w pokoju, ale kto wie czy ich nie zamurowała. Pozostało mi tylko jedno. Szyb wentylacyjny. Wyrwałam klatkę od niego, bym mogła się jakoś wcisnąć. Nie ukrywam, że parę razy jeszcze w nim zabłądziłam, ale to szczegół. Nareszcie! Udało mi się przedostać do jej sypialni. Straciłam jakieś piętnaście minut. Świetnie! Przecież jest tutaj okno! Możliwe, że gdybym częściej tu przychodziła, gdy należałam jeszcze do Tytanów, oszczędziłabym minimum 10 minut. Jednak nie miałam zbyt dużo czasu. Ravi mogła się tu znaleźć w każdej chwili, ale mam nadzieję, że wytrzyma chociaż do połowy imprezy. Dopadłam pierwszej lepsze szafki. Na początku starałam się szukać jak najciszej, ale gdy zobaczyłam, że minęło mi na tym 25 minut, zaczęłam wywalać wszystko "jak leci". Nagle usłyszałam kroki na korytarzu. stawały się coraz głośniejsze, co oznaczało, że ktoś ewidentnie chciał wejść do tego pomieszczenia. Nie miałam czasu na bawienie się w "przeciskanie szybami wentylacyjnymi", więc wybiłam szybę w oknie i uciekłam.
*Raven*
Nie zrobiłam takiego efektownego wejścia jaki zamierzałam zrobić. Inaczej to sobie wyobrażałam. Myślałam, że Robin porzuci tą lafiryndę i zajmie się mną, a on tylko rzucił coś w stylu "ładnie wyglądasz" i poszedł z May tańczyć. Ja za to musiałam znosić towarzystwo Garfield'a, który prawdopodobnie uderzył się w ten jego łeb, w którym powinien być mózg. Obiecałam sobie, że przetrwam całą tę balangę, ale nie okazałam się być na tyle silna emocjonalnie. Zmierzałam do swojego pokoju, w którym mogłam liczyć na chociaż chwilę samotności. Widok, który ujrzałam po otworzeniu drzwi zwalił mnie z nóg. Ktoś najwyraźniej tu był i czegoś szukał nie pozostawiając po tym porządku. Pytanie tylko kto? Przecież wszyscy byli w salonie. Rzecz jasna wrobienie w to Mayday byłoby najkorzystniejsze, ale wszyscy mogliby potwierdzić, że tańczyła z nami. Właściwie to z Richardem, który praktycznie nie odstępował jej. Musiał to być więc ktoś z zewnątrz. Dopiero teraz ujrzałam wybitą szybę. Najwyraźniej drogę ucieczki. Pobiegłam do pozostały domowników, by im wszystko opowiedzieć. Ciekawe jak zareagują?
Przemierzałam uliczki Jump City. To niesamowite miasto. Oczywiście nie jest specjalnie dużych rozmiarów, ale przez to każdy może poczuć się jak "u siebie". Słońce już dawno zaszło. Muszę przyznać, że Ziemia należy do jednych z najładniejszych planet, na których miałam okazję spędzić trochę czasu. W zasadzie to czuję się tu jak w domu. Rzecz jasna brakuje mi rodziców, kochającej siostry, rodziny, ale... to już nie ta sama tęsknota. Miałam okazję spędzić w tym cudnym mieście niecałe trzy lata, ale już postanowiłam. Nie, nie zmienię decyzji. Muszę wrócić do miejsca moich narodzin. Wierzę, że Kometa się zmieniła. Mam tylko ją, a ona mnie. Tata zawsze uczył nas, że kiedyś zostaniemy tylko ja i Blackfire. On umrze a my, jako siostry, musimy się wspierać. Jednak jeszcze nie czas. Najpierw muszę załatwić moją misję w Jump City.
W jednej chwili oderwałam się od podłoża. Jeśli chcę wrócić do mojego prawdziwego domu muszę to zrobić! Powoli zbliżałam się do wieży Tytanów. Pierw obowiązki, później przyjemności. Jeżeli pamięć mnie nie zawodzi, powinno być to w pokoju Raven. Mała, czarna skrzyneczka z wielkim skarbem w środku. Oczywiście nie chodzi mi o pieniądze, klejnoty, biżuterię. Nie, to jest o wiele ważniejsze. Przez ten nieduży kuferek nie mogłam spać po nocach. To niesamowite, jak taka, z pozoru niewiele warta rzecz jest w stanie być czymś lepszym od chociażby worków pieniędzy. Są to przecież tylko papierki pomalowane na zielono. Nigdy nie rozumiałam dlaczego ludzie przywiązują tak wielką wagę do nich, że aż są w stanie poświęcić własne potomstwo dla ich zdobycia. To chyba najgorsza cecha ludzkości. Chciwość. Spojrzałam za zegarek. Było parę minut po dwudziestej. W sumie mogłabym poczekać aż wszyscy się upiją, ale za dobrze znam Rachel. Ona maksymalnie wypije szklankę Whisky. Jestem też prawie pewna, że długo tam nie posiedzi. Teraz czeka mnie trudniejsze zadanie niż przylecieć tu w odpowiedniej chwili. To był banał. W tej chwili muszę wymyślić jak wejść do jej królestwa. Powinna mieć jakieś okna w pokoju, ale kto wie czy ich nie zamurowała. Pozostało mi tylko jedno. Szyb wentylacyjny. Wyrwałam klatkę od niego, bym mogła się jakoś wcisnąć. Nie ukrywam, że parę razy jeszcze w nim zabłądziłam, ale to szczegół. Nareszcie! Udało mi się przedostać do jej sypialni. Straciłam jakieś piętnaście minut. Świetnie! Przecież jest tutaj okno! Możliwe, że gdybym częściej tu przychodziła, gdy należałam jeszcze do Tytanów, oszczędziłabym minimum 10 minut. Jednak nie miałam zbyt dużo czasu. Ravi mogła się tu znaleźć w każdej chwili, ale mam nadzieję, że wytrzyma chociaż do połowy imprezy. Dopadłam pierwszej lepsze szafki. Na początku starałam się szukać jak najciszej, ale gdy zobaczyłam, że minęło mi na tym 25 minut, zaczęłam wywalać wszystko "jak leci". Nagle usłyszałam kroki na korytarzu. stawały się coraz głośniejsze, co oznaczało, że ktoś ewidentnie chciał wejść do tego pomieszczenia. Nie miałam czasu na bawienie się w "przeciskanie szybami wentylacyjnymi", więc wybiłam szybę w oknie i uciekłam.
*Raven*
Nie zrobiłam takiego efektownego wejścia jaki zamierzałam zrobić. Inaczej to sobie wyobrażałam. Myślałam, że Robin porzuci tą lafiryndę i zajmie się mną, a on tylko rzucił coś w stylu "ładnie wyglądasz" i poszedł z May tańczyć. Ja za to musiałam znosić towarzystwo Garfield'a, który prawdopodobnie uderzył się w ten jego łeb, w którym powinien być mózg. Obiecałam sobie, że przetrwam całą tę balangę, ale nie okazałam się być na tyle silna emocjonalnie. Zmierzałam do swojego pokoju, w którym mogłam liczyć na chociaż chwilę samotności. Widok, który ujrzałam po otworzeniu drzwi zwalił mnie z nóg. Ktoś najwyraźniej tu był i czegoś szukał nie pozostawiając po tym porządku. Pytanie tylko kto? Przecież wszyscy byli w salonie. Rzecz jasna wrobienie w to Mayday byłoby najkorzystniejsze, ale wszyscy mogliby potwierdzić, że tańczyła z nami. Właściwie to z Richardem, który praktycznie nie odstępował jej. Musiał to być więc ktoś z zewnątrz. Dopiero teraz ujrzałam wybitą szybę. Najwyraźniej drogę ucieczki. Pobiegłam do pozostały domowników, by im wszystko opowiedzieć. Ciekawe jak zareagują?
Rozdział 8.
*Cyborg*
Godzina rozpoczęcia imprezy zbliżała się wielkimi krokami. Stałem w kuchni przy garach i rozmyślałem nad mym nędznym żywotem. Jestem świetnym super-bohaterem, który codziennie musi ratować miasto przed niebezpieczeństwem, a w dodatku umiem SAM naprawić auto. Co tam naprawić?! Potrafię ZBUDOWAĆ!! A gdzie wysyła mnie pan "lider" ? DO KUCHNI?! Nie no ja rozumiem, że jestem świetnym kucharzem, że aż Gordon Ramsay powinien się mnie obawiać, ale żebym musiał siedzieć nad garami jak jakaś baba?
-CYBORG?!!!!!!!!!!
-Zamknij tą swoją jadaczkę?! CO SIĘ U LICHA STAŁO?!
- Mam ogromny problem! Musisz zabrać mnie do lekarza, ale weterynarza!
- Garfield (BB) co się stało? Boże stary jak ja cie przepraszam! Mój kumpel pewnie na coś zachorował, a ja drę się na niego jak baba w ciąży. Mów co się stało!
- Chodzi oto ,że choruje na coś od dawna... Stary nie wiem czy dożyję twoich urodzin.
-Co?! Miałeś mi kupić nową grę! Dobra, ale mów szybciej o co chodzi, bo szarlotka mi się przypali!
- Choruje na...- tu Gar zrobił "dramatyczną" pauzę- PÓŁ-ŚLEPOTĘ!!
- Co? Nie ma takiej choroby!
-Jest!
-Ja ci mówie , że nie ma!
Byliśmy tak zajęci sprzeczkami, że nie zauważyliśmy dumnego wkroczenia Robina ubranego w ciemne dżinsy i białą koszulkę z dwoma odpiętymi guziczkami (przy szyji) i May w czerwonej, koronkowej sukience do połowy uda.
-Co się dzieje?! - huknął Richard
- Robin! Daj mi szybko wypłatę! Choruje na pół- ślepote!
-Co? Po pierwsze nie ma takiej choroby, a po drugie my jako bohaterowie nie dostajemy wypłaty.
- Na czym polega to polega? - zapytała swoim słodziutkim głosikiem Mayday.
-Jak zamykam oczy to nic nie widzie!!!- wydarł się Garfield.
-Debil! To nie choroba ! A teraz pora na imprezkę! Wybiła dwudziesta!
- Mogę się przyłączyć? - usłyszeliśmy głos... Raven?!
Godzina rozpoczęcia imprezy zbliżała się wielkimi krokami. Stałem w kuchni przy garach i rozmyślałem nad mym nędznym żywotem. Jestem świetnym super-bohaterem, który codziennie musi ratować miasto przed niebezpieczeństwem, a w dodatku umiem SAM naprawić auto. Co tam naprawić?! Potrafię ZBUDOWAĆ!! A gdzie wysyła mnie pan "lider" ? DO KUCHNI?! Nie no ja rozumiem, że jestem świetnym kucharzem, że aż Gordon Ramsay powinien się mnie obawiać, ale żebym musiał siedzieć nad garami jak jakaś baba?
-CYBORG?!!!!!!!!!!
-Zamknij tą swoją jadaczkę?! CO SIĘ U LICHA STAŁO?!
- Mam ogromny problem! Musisz zabrać mnie do lekarza, ale weterynarza!
- Garfield (BB) co się stało? Boże stary jak ja cie przepraszam! Mój kumpel pewnie na coś zachorował, a ja drę się na niego jak baba w ciąży. Mów co się stało!
- Chodzi oto ,że choruje na coś od dawna... Stary nie wiem czy dożyję twoich urodzin.
-Co?! Miałeś mi kupić nową grę! Dobra, ale mów szybciej o co chodzi, bo szarlotka mi się przypali!
- Choruje na...- tu Gar zrobił "dramatyczną" pauzę- PÓŁ-ŚLEPOTĘ!!
- Co? Nie ma takiej choroby!
-Jest!
-Ja ci mówie , że nie ma!
Byliśmy tak zajęci sprzeczkami, że nie zauważyliśmy dumnego wkroczenia Robina ubranego w ciemne dżinsy i białą koszulkę z dwoma odpiętymi guziczkami (przy szyji) i May w czerwonej, koronkowej sukience do połowy uda.
-Co się dzieje?! - huknął Richard
- Robin! Daj mi szybko wypłatę! Choruje na pół- ślepote!
-Co? Po pierwsze nie ma takiej choroby, a po drugie my jako bohaterowie nie dostajemy wypłaty.
- Na czym polega to polega? - zapytała swoim słodziutkim głosikiem Mayday.
-Jak zamykam oczy to nic nie widzie!!!- wydarł się Garfield.
-Debil! To nie choroba ! A teraz pora na imprezkę! Wybiła dwudziesta!
- Mogę się przyłączyć? - usłyszeliśmy głos... Raven?!
niedziela, 30 sierpnia 2015
Rozdział 7.
*Raven*
Siedziałam na swym łóżku otoczona granatowo-czarnymi ścianami. Pokój był oblegany przez mgłę, mgłę tak gęstą, że cudem byłoby zobaczyć drugi kraniec niewielkiego pokoju.
Próbowałam medytować. Nie przyniosło to skutków. Myślami wróciłam do wczorajszego dnia:
Robin podszedł do naszej "bohaterki". Tyle, że z pozoru ta nasza wybawicielka nie spełniła do końca swej roli. Przecież nie pokonaliśmy Starfire. Jednak wciąż męczyło mnie jedno pytanie: co chciała ukraść? Muzeum, które zaatakowała nie przechowywało jakiś szczególnie drogocennych eksponatów, które mogły by jej się na coś przydać, a tym bardziej zwiększyć jej moc. Może postanowiła sprzedać niektóre z nich, ale przecież równie dobrze mogłaby okraść bank. Po głowie chodziło mi mnóstwo zdań ze znakami zapytania na końcu. Spojrzałam na resztę drużyny oblegającą "nową". Wiedziałam, że lider ( a może mój chłopak?) w tym momencie proponował Spider-girl dołączenie do drużyny. Zgodziła się i ściągnęła maskę. Ku mojemu i chłopaków zdziwieniu okazała się tam twarz Mayday. Robin, Cyborg i Bestia byli nieźle zaskoczeni, ale ostatecznie nie zmienili planów co do niej.
Tak skrótowo wyglądała wersja wczorajszego dnia. Rozwikłanie zagadki dotyczącej wczorajszego ataku Star została mi przydzielona. No cóż nic dziwnego skoro są zajęci zabawianiem May. Dlaczego to ja nie mogę być tą najładniejszą? Najpierw była Kori, teraz Spider-girl. Moje życie jest do bani. Chwila! Czyja właśnie użyłam tego gówniarskiego słowa? obiecałam sobie, że nigdy do tego nie dojdzie, ale myślę, że dla Robina jestem w stanie się zmienić nie tylko psychicznie, ale też fizycznie. Zacznę od zmiany wyglądu. Pora z brzydkiego kaczątka zamienić się w piękną królewnę. Akurat będzie świetna okazji, gdyż dziś wieczorem ma być zorganizowane przyjęcie na cześć nowego członka drużyny. Przejrzałam się w dużym lustrze stojącym przy zasłoniętym oknie. Oto co tam zobaczyłam: niska dziewczyna z porami pod oczami, nieciekawej sylwetce, krzywymi nogami, brzydkimi włosami. No cóż czeka mnie dużo pracy. Na początku zrobiłam sobie maseczkę ( ze szczyptą magii by poru szybciej zniknęły) i nałożyłam na twarz. Ku mojemu zadowoleniu moja skóra była nieskazitelnie czysta. Następnie wzięłam długi, odświeżający prysznic (przy okazji umyłam włosy), poszłam do solarium, makijażystki,fryzjerki, oraz na zakupy. Postanowiłam kupić śliczną biało-granatową sukienkę , dopasowane buty. Kiedy znowu spojrzałam w lustro ujrzałam zupełnie inną, śliczną dziewczynę o śliczne rozpuszczonych, granatowych włosach i mocnym makijażu. Byłam pewna, że Robin padnie z wrażenia.
*Starfire*
Dowiedziałam się, że Młodzi Tytani mają nową członkinię. Niestety nie zdradzili jej tożsamości, ale dzięki temu będę miała tylko troszkę zabawy w detektywa. Dowiedziałam się, że dzisiaj organizują imprezę, więc nikt raczej nie powinien siedzieć w pokoju. Nawet Raven, która pewnie będzie pilnować, by lider i nowa zbyt dobrze się nie bawili.
***************************************************************************
Jesteście źli? Przepraszam to jedyne słowo, które mogę powiedzieć. Obiecuję ,że posty będą częściej :)
Siedziałam na swym łóżku otoczona granatowo-czarnymi ścianami. Pokój był oblegany przez mgłę, mgłę tak gęstą, że cudem byłoby zobaczyć drugi kraniec niewielkiego pokoju.
Próbowałam medytować. Nie przyniosło to skutków. Myślami wróciłam do wczorajszego dnia:
Robin podszedł do naszej "bohaterki". Tyle, że z pozoru ta nasza wybawicielka nie spełniła do końca swej roli. Przecież nie pokonaliśmy Starfire. Jednak wciąż męczyło mnie jedno pytanie: co chciała ukraść? Muzeum, które zaatakowała nie przechowywało jakiś szczególnie drogocennych eksponatów, które mogły by jej się na coś przydać, a tym bardziej zwiększyć jej moc. Może postanowiła sprzedać niektóre z nich, ale przecież równie dobrze mogłaby okraść bank. Po głowie chodziło mi mnóstwo zdań ze znakami zapytania na końcu. Spojrzałam na resztę drużyny oblegającą "nową". Wiedziałam, że lider ( a może mój chłopak?) w tym momencie proponował Spider-girl dołączenie do drużyny. Zgodziła się i ściągnęła maskę. Ku mojemu i chłopaków zdziwieniu okazała się tam twarz Mayday. Robin, Cyborg i Bestia byli nieźle zaskoczeni, ale ostatecznie nie zmienili planów co do niej.
Tak skrótowo wyglądała wersja wczorajszego dnia. Rozwikłanie zagadki dotyczącej wczorajszego ataku Star została mi przydzielona. No cóż nic dziwnego skoro są zajęci zabawianiem May. Dlaczego to ja nie mogę być tą najładniejszą? Najpierw była Kori, teraz Spider-girl. Moje życie jest do bani. Chwila! Czyja właśnie użyłam tego gówniarskiego słowa? obiecałam sobie, że nigdy do tego nie dojdzie, ale myślę, że dla Robina jestem w stanie się zmienić nie tylko psychicznie, ale też fizycznie. Zacznę od zmiany wyglądu. Pora z brzydkiego kaczątka zamienić się w piękną królewnę. Akurat będzie świetna okazji, gdyż dziś wieczorem ma być zorganizowane przyjęcie na cześć nowego członka drużyny. Przejrzałam się w dużym lustrze stojącym przy zasłoniętym oknie. Oto co tam zobaczyłam: niska dziewczyna z porami pod oczami, nieciekawej sylwetce, krzywymi nogami, brzydkimi włosami. No cóż czeka mnie dużo pracy. Na początku zrobiłam sobie maseczkę ( ze szczyptą magii by poru szybciej zniknęły) i nałożyłam na twarz. Ku mojemu zadowoleniu moja skóra była nieskazitelnie czysta. Następnie wzięłam długi, odświeżający prysznic (przy okazji umyłam włosy), poszłam do solarium, makijażystki,fryzjerki, oraz na zakupy. Postanowiłam kupić śliczną biało-granatową sukienkę , dopasowane buty. Kiedy znowu spojrzałam w lustro ujrzałam zupełnie inną, śliczną dziewczynę o śliczne rozpuszczonych, granatowych włosach i mocnym makijażu. Byłam pewna, że Robin padnie z wrażenia.
*Starfire*
Dowiedziałam się, że Młodzi Tytani mają nową członkinię. Niestety nie zdradzili jej tożsamości, ale dzięki temu będę miała tylko troszkę zabawy w detektywa. Dowiedziałam się, że dzisiaj organizują imprezę, więc nikt raczej nie powinien siedzieć w pokoju. Nawet Raven, która pewnie będzie pilnować, by lider i nowa zbyt dobrze się nie bawili.
***************************************************************************
Jesteście źli? Przepraszam to jedyne słowo, które mogę powiedzieć. Obiecuję ,że posty będą częściej :)
niedziela, 9 sierpnia 2015
Rozdział 6.
Dobra muza :>
**********************************************************
*Kori*
Haha! Ja nie mogę! Co za matoły! Boją ,że nie dadzą rady mnie pokonać, więc wezwali jakąś laskę w stroju Spider-men'a. Chociaż trzeba przyznać, że kostium opina się tam gdzie trzeba.....
Nagle poczułam mocne uderzenie. Zdałam sobie sprawę ,że to ta anorektyczka rzuciła we mnie jakimś samochodem stojącym na parkingu przed muzeum. No tak to było do przewidzenia. Szybko oddałam atak. Cyborg zaczął strzelać we mnie jakimiś gnatami. No cóż jeśli chcą mnie pokonać muszą się bardziej postarać. Zjawiskowo uniknęłam pocisków.... okey trochę przegięłam. Ta Spider-girl złapała mnie w swoją pajęczynę przez co jeden z nich trafił we mnie. Dla zwykłego człowieka był by to śmiertelny cios, ale dla był to jedynie niewielki. powodem bólu, który pojawił w jednej z moich górnych kończyn. Zielonek zamienił się w dosyć dużego węża. Z tego co pamiętam z budy (ta..szkoła jednak na coś się przydaje) był to jeden z śmiertelnie jadowitych węży. Kobra królewska. Jestem zmuszona przyznać ,że to jeden z ładniejszych okazów płazów, chociaż nie jestem fanką tych oślizgłych organizmów żyjących na Ziemi. Wzięłam auto, którym wcześniej rzuciła we mnie Mroczna (haha mam już nawet ksywki Cyborg=Blaszak, Raven=Mroczna, Bestia=Zielonek, a Robin niech będzie Zdrajcą) i uderzyłam nim zieloną Kobrę, przyciskając tym samym Zdrajce i Dziewczynę-pająka do podłoża. Uznałam, że nie ma sensu dalej ciągnąć tej walki, zważywszy na to, że oni mają przewagę liczebną. Cóż nawet "godny złoczyńca" jak to mówi mistrz, musi czasem zrezygnować. Dobra, powód jest całkowicie inny. Ból w mojej lewej ręce stawał się coraz mocniejszy, więc (powiedzmy) uciekłam stamtąd całkowicie zapominając o cennym klejnocie, który miałam zwinąć.
*Robin*
No nie wierzę! Ta podła suka znów nas pokonała! Wiecie co jest w tym najśmieszniejsze? Nic! Całkowicie nic! Cholera, nie dość tego trzeba jeszcze podziękować tej babce w dziwnym kostiumie (chociaż muszę przyznać ,że cycki i tyłek ma tam gdzie trzeba. No co, jestem tylko facetem! Co prawda przystojnym, inteligentnym, seksownym, umięśnionym... ). Jednak zdaje się ,że Raven wie o czym myślałem. (No cholera czy tutaj już nie można mieć prywatności?) Skąd to wiem? Momentalnie posmutniała i wysłała mi telepatyczną widomość pt."Ona nie będzie taka lojalna jak ja w stosunku do ciebie". Okey pomińmy jej temat, bo zaczyna już działać mi na nerwy. Ej nie słyszeliście tego, prawda? Poza tym Beast-Boy'owi chyba wpadła w oko, bo ślini się jak pies, który nie jadł od tygodnia i właśnie zauważył jego ulubioną kiełbasę ( w przypadku Bestii kotlety sojowe). No cóż właściwie to mu się nie dziwie. Gdyby nie mój zły nastrój i Ravi, która stoi tuż obok, chętnie bym się za nią wziął.
******************************************************************************
Przeeeepraszam, że tak długo nie pisałam. Postaram się jeszcze w przyszłym tygodniu coś napisać... Czyli od poniedziałku xD.
**********************************************************
*Kori*
Haha! Ja nie mogę! Co za matoły! Boją ,że nie dadzą rady mnie pokonać, więc wezwali jakąś laskę w stroju Spider-men'a. Chociaż trzeba przyznać, że kostium opina się tam gdzie trzeba.....
Nagle poczułam mocne uderzenie. Zdałam sobie sprawę ,że to ta anorektyczka rzuciła we mnie jakimś samochodem stojącym na parkingu przed muzeum. No tak to było do przewidzenia. Szybko oddałam atak. Cyborg zaczął strzelać we mnie jakimiś gnatami. No cóż jeśli chcą mnie pokonać muszą się bardziej postarać. Zjawiskowo uniknęłam pocisków.... okey trochę przegięłam. Ta Spider-girl złapała mnie w swoją pajęczynę przez co jeden z nich trafił we mnie. Dla zwykłego człowieka był by to śmiertelny cios, ale dla był to jedynie niewielki. powodem bólu, który pojawił w jednej z moich górnych kończyn. Zielonek zamienił się w dosyć dużego węża. Z tego co pamiętam z budy (ta..szkoła jednak na coś się przydaje) był to jeden z śmiertelnie jadowitych węży. Kobra królewska. Jestem zmuszona przyznać ,że to jeden z ładniejszych okazów płazów, chociaż nie jestem fanką tych oślizgłych organizmów żyjących na Ziemi. Wzięłam auto, którym wcześniej rzuciła we mnie Mroczna (haha mam już nawet ksywki Cyborg=Blaszak, Raven=Mroczna, Bestia=Zielonek, a Robin niech będzie Zdrajcą) i uderzyłam nim zieloną Kobrę, przyciskając tym samym Zdrajce i Dziewczynę-pająka do podłoża. Uznałam, że nie ma sensu dalej ciągnąć tej walki, zważywszy na to, że oni mają przewagę liczebną. Cóż nawet "godny złoczyńca" jak to mówi mistrz, musi czasem zrezygnować. Dobra, powód jest całkowicie inny. Ból w mojej lewej ręce stawał się coraz mocniejszy, więc (powiedzmy) uciekłam stamtąd całkowicie zapominając o cennym klejnocie, który miałam zwinąć.
*Robin*
No nie wierzę! Ta podła suka znów nas pokonała! Wiecie co jest w tym najśmieszniejsze? Nic! Całkowicie nic! Cholera, nie dość tego trzeba jeszcze podziękować tej babce w dziwnym kostiumie (chociaż muszę przyznać ,że cycki i tyłek ma tam gdzie trzeba. No co, jestem tylko facetem! Co prawda przystojnym, inteligentnym, seksownym, umięśnionym... ). Jednak zdaje się ,że Raven wie o czym myślałem. (No cholera czy tutaj już nie można mieć prywatności?) Skąd to wiem? Momentalnie posmutniała i wysłała mi telepatyczną widomość pt."Ona nie będzie taka lojalna jak ja w stosunku do ciebie". Okey pomińmy jej temat, bo zaczyna już działać mi na nerwy. Ej nie słyszeliście tego, prawda? Poza tym Beast-Boy'owi chyba wpadła w oko, bo ślini się jak pies, który nie jadł od tygodnia i właśnie zauważył jego ulubioną kiełbasę ( w przypadku Bestii kotlety sojowe). No cóż właściwie to mu się nie dziwie. Gdyby nie mój zły nastrój i Ravi, która stoi tuż obok, chętnie bym się za nią wziął.
******************************************************************************
Przeeeepraszam, że tak długo nie pisałam. Postaram się jeszcze w przyszłym tygodniu coś napisać... Czyli od poniedziałku xD.
sobota, 25 lipca 2015
Ogłoszenie :(
Cześć... Zdałam sobie sprawę, że jest egoistką. Dlaczego tak myślę? Bardzo rzadko dodaje posty. Tak to jedyny powód. Jednak postu nie będzie jeszcze przez tydzień a potem... Zobaczymy. Zanim zaczniecie myśleć o mnie najgorsze rzeczy, to muszę powiedzieć, że te wakacje, są dla mnie bardzo trudne :(.
Do napisania! Pamiętajcie też, że Was bardzo, ale to bardzo kocham :). Kto wie? Może opowiadania pojawi się szybciej?
Do napisania! Pamiętajcie też, że Was bardzo, ale to bardzo kocham :). Kto wie? Może opowiadania pojawi się szybciej?
czwartek, 9 lipca 2015
Rozdział 5.
MUZYCZKA :)
******************************************************************************
Całą rozmowę o planie trzech dziewczyn podsłuchała jedna, z pozoru niewiele znacząca May Parker. Mayday, córka milionera Petera Parkera, który pod osłoną nocy (oraz w wolny czas) działał jako superbohater mający pseudonimem Spider-Man. Dziewczyna także działała na rzecz mieszkańców, tyle ,że była "początkującą" superbohaterką kryjącą się pod maską Spider-Girl. Miała ona wielki uraz do Kori, gdyż ta wiele razy się z niej naśmiewała. Rzecz jasna postanowiła wykorzystać swoją wiedzę na temat planu. Tyle ,że jeszcze nie wiedziała jak.
*po zakończeniu lekcji*
Koriand' r biegła ile sił w nogach by zdążyć na trening, który organizował jej Slayd. Dzisiejszy dzień odbił ślady na jej nastroju, z tego też powodu nie mogła latać. Chcąc nie chcąc moc rasy zamieszkującej Tamaran zależała od humoru Tamaranina. Nie dało się ukryć, iż księżniczka Zachodniego Królestwa, była wyjątkowo nie w sosie. Najchętniej znowu rozpłakała by się jak małe dziecko, którym psychicznie była. Oczywiście, znając swoje szczęście, musiała się jeszcze potknąć, w wyniku czego wylądowała w kałuży. Po pewnym czasie dotarła na salę treningową. Jak się spodziewała, od razu "naskoczył" na nią mistrz.
-Jak można być tak nie sumiennym!- łotr najwyraźniej nie mógł powiedzieć zwykłego "Spoko, rozumiem ,że mogłaś się spóźnić. Każdemu się może zdarzyć."
-Wybacz mistrzu, ale...-zaczęła tłumaczyć się Kori.
-Nie obchodzi mnie to! Ja przygarniam cię pod swój dach, uczę jak zostać godnym złoczyńcą, a ty nawet nie raczysz przyjść na czas!- no tak. Slayd nie toleruje braku sumienności. Oczywiście jeszcze trochę krzyczał na nią, ale po 40 minutach dał sobie spokój. Za karę, Star miała ukraść Błękitny Diament. Kryształ ten należał niegdyś do rodziny królewskiej, więc miał wielką wartość.
*Kori*
Na tym świecie jest tak dużo klejnotów, a ten debil musiał sobie wybrać akurat ten, który nie dość tego ,że jest tak dobrze zabezpieczony, to jeszcze niesamowicie brzydki! HEH coś w stylu Robina, na świecie jest tyle dziewczyn, a ten dureń musiał sobie wybrać jakąś potężną i brzydką Raven! Byłam już w sali, w której znajdował się ów Diament. Nic ciężkiego, zabezpieczenia rozwalę starbolotem, wezmę zdobycz i ucieknę! Slayd musi się bardziej postarać jeśli chce mnie ukarać. Rzuciłam jednym pociskiem w bezpieczniki. Bingo! Miałam już wziąść klejnot, ale do akcji wkroczyli Młodzi Tytani. Heh, myślałam, że będą świętować. W końcu nie na co dzień łamie się psychicznie swojego wroga, a do tego okazuje się, że ich lider znalazł sobie nową dziunię. Robin rzucił swoje nudne "Tytani Wio" i zaczęła się walka. Moja złość dawała się we znaki. Byłam dumna z siebie, bo moje ataki były potężne, a ja sama omijałam pocisków bardzo widowiskowo. Nagle pojawiła się postać , której najmniej się spodziewałam...Jakaś dziewczyna w masce... Nagle przypomniały mi się wykłady mistrza o różnych superbohaterach (znaki szczególne, słabości itp.). Bez wątpienia była to Spider - Girl!
*******************************************************************/*
Przepraszam, że takie krótkie!! To jeszcze raz dziękuję, że ktoś czyta moje opowiadania :). a tutaj kilka obrazków:
******************************************************************************
Całą rozmowę o planie trzech dziewczyn podsłuchała jedna, z pozoru niewiele znacząca May Parker. Mayday, córka milionera Petera Parkera, który pod osłoną nocy (oraz w wolny czas) działał jako superbohater mający pseudonimem Spider-Man. Dziewczyna także działała na rzecz mieszkańców, tyle ,że była "początkującą" superbohaterką kryjącą się pod maską Spider-Girl. Miała ona wielki uraz do Kori, gdyż ta wiele razy się z niej naśmiewała. Rzecz jasna postanowiła wykorzystać swoją wiedzę na temat planu. Tyle ,że jeszcze nie wiedziała jak.
*po zakończeniu lekcji*
Koriand' r biegła ile sił w nogach by zdążyć na trening, który organizował jej Slayd. Dzisiejszy dzień odbił ślady na jej nastroju, z tego też powodu nie mogła latać. Chcąc nie chcąc moc rasy zamieszkującej Tamaran zależała od humoru Tamaranina. Nie dało się ukryć, iż księżniczka Zachodniego Królestwa, była wyjątkowo nie w sosie. Najchętniej znowu rozpłakała by się jak małe dziecko, którym psychicznie była. Oczywiście, znając swoje szczęście, musiała się jeszcze potknąć, w wyniku czego wylądowała w kałuży. Po pewnym czasie dotarła na salę treningową. Jak się spodziewała, od razu "naskoczył" na nią mistrz.
-Jak można być tak nie sumiennym!- łotr najwyraźniej nie mógł powiedzieć zwykłego "Spoko, rozumiem ,że mogłaś się spóźnić. Każdemu się może zdarzyć."
-Wybacz mistrzu, ale...-zaczęła tłumaczyć się Kori.
-Nie obchodzi mnie to! Ja przygarniam cię pod swój dach, uczę jak zostać godnym złoczyńcą, a ty nawet nie raczysz przyjść na czas!- no tak. Slayd nie toleruje braku sumienności. Oczywiście jeszcze trochę krzyczał na nią, ale po 40 minutach dał sobie spokój. Za karę, Star miała ukraść Błękitny Diament. Kryształ ten należał niegdyś do rodziny królewskiej, więc miał wielką wartość.
*Kori*
Na tym świecie jest tak dużo klejnotów, a ten debil musiał sobie wybrać akurat ten, który nie dość tego ,że jest tak dobrze zabezpieczony, to jeszcze niesamowicie brzydki! HEH coś w stylu Robina, na świecie jest tyle dziewczyn, a ten dureń musiał sobie wybrać jakąś potężną i brzydką Raven! Byłam już w sali, w której znajdował się ów Diament. Nic ciężkiego, zabezpieczenia rozwalę starbolotem, wezmę zdobycz i ucieknę! Slayd musi się bardziej postarać jeśli chce mnie ukarać. Rzuciłam jednym pociskiem w bezpieczniki. Bingo! Miałam już wziąść klejnot, ale do akcji wkroczyli Młodzi Tytani. Heh, myślałam, że będą świętować. W końcu nie na co dzień łamie się psychicznie swojego wroga, a do tego okazuje się, że ich lider znalazł sobie nową dziunię. Robin rzucił swoje nudne "Tytani Wio" i zaczęła się walka. Moja złość dawała się we znaki. Byłam dumna z siebie, bo moje ataki były potężne, a ja sama omijałam pocisków bardzo widowiskowo. Nagle pojawiła się postać , której najmniej się spodziewałam...Jakaś dziewczyna w masce... Nagle przypomniały mi się wykłady mistrza o różnych superbohaterach (znaki szczególne, słabości itp.). Bez wątpienia była to Spider - Girl!
*******************************************************************/*
Przepraszam, że takie krótkie!! To jeszcze raz dziękuję, że ktoś czyta moje opowiadania :). a tutaj kilka obrazków:
Subskrybuj:
Posty (Atom)