https://www.youtube.com/watch?v=mpyOR5AVdKg

poniedziałek, 26 października 2015

One shot (1)


  Mrok. Ciemność. Była pusta. Była nikim. Pozbawiona emocji, cielesna istota. Za taką ją wszyscy mieli. Czarne włosy, oczy koloru zgniłej zieleni i ta blada cera. Gdyby nie jej pochodzenie byłaby zapewne kolejną słodką idiotką, której życiowe problemy to: na jaki kolor pomalować paznokcie? W co się ubrać? Czemu on na nią patrzy?!
     Nie, ona taka nie była.  To on nie pozwalał jej na normalne życie. To on ją torturował przez tyle lat i to właśnie on skutecznie pozbył się jej matki. Wiecie już kto? Jej koszmar powszechnie znany jako Szerszeń. Seryjny morderca poszukiwany w pięciu krajach. By nie wylądować w pudle za zabójstwo ponad czterdziestu osób swoim nożem Cold Steel ODA zmieniał swoją tożsamość, miejsce zamieszkania, a nawet wygląd. Dla niej był rodzicem. Chodziła do normalnej szkoły. Trzeciej od początku kalendarzowego roku. Liczyła na znalezienie przyjaciół, osób, które ją wesprzą , ale jej liczne siniaki i inne oznaki tortur skutecznie odstraszały rówieśników. Miała zaledwie trzynaście lat. Jednak jej życie nie zawsze było w czarnych barwach. Do ósmego roku życia wszystko było normalnie. Miała kochających rodziców, mnóstwo przyjaciół. Żyła niczym w bajce. Wszystko zmieniło się przez niemądre posunięcie matki. Zdradziła swojego męża, który gdy tylko się o tym dowiedział zabił ją.
       Dochodziła godzina 23:58. Już postanowiła. Nic nie zmieni jej decyzji. Tylko jeśli ma odejść to z klasą. Zawsze marzyła o takiej śmierci. Cudownej, bezbolesnej, a przede wszystkim mającej długo pozostać w pamięci. Miała tyle pomysłów. Od zatrucia się do skoczenia z dużej wysokości. Może to wydać się śmieszne, czy nawet niedorzeczne, ale właśnie te myśli napawały ją chęcią do życia. Zauważyła ,że nawet przestała się ciąć. Odchodząc z tego świata postanowiła zostawić po sobie jakąś pamiątkę. Jej postanowieniem było dać ojcu to, na co zasłużył. Rzecz jasna nie zamierzała go zabijać. Mama zawsze uczyła ją, że gdy zabije się człowieka, to wszystkie żywe istoty, których on się pozbył spadają na nasze "konto". Czy te nauki były słuszne, prawdziwe? Tego nie wiedziała. Za godzinę miał skończyć się ten dzień. Na kalendarzu zaznaczony jako Halloween. O równej północy zamierzała odejść do rodzicielki. Upewniła się, czy ojciec zasnął. Wybrała numer 997...

-Z tej strony komisariat policji. - odezwał się zaspany głos policjanta.
- ul. Powiat 8/18 *. Morderca znany jako Szerszeń. Proszę czym prędzej przyjeżdżać.
- Co proszę? Czy to jakiś żart? Halo....- usłyszał jedynie zakończenie połączenia.

      Wzięła ukochany nóż ojca, którym zabił tylu niewinnych ludzi. "Skoro już wypełniłam zadanie mogę odejść" -pomyślała po czym wbiła go sobie centralnie w serce. By mieć pewność, że umrze, ostatkiem sił zadała sobie cios w brzuch. Po kilku minutach zmarła....

************************************************************************

Witam :).  Ze względu na brak rozdziału postanowiłam dodać One shot'a. Może z okazji Halloween?
* adres wymyślony przeze mnie 

sobota, 17 października 2015

Rozdział 9.

* Kori*
  Przemierzałam uliczki Jump City. To niesamowite miasto. Oczywiście nie jest specjalnie dużych rozmiarów, ale przez to każdy może poczuć się jak "u siebie". Słońce już dawno zaszło. Muszę przyznać, że Ziemia należy do jednych z najładniejszych planet, na których miałam okazję spędzić trochę czasu. W zasadzie to czuję się tu jak w domu. Rzecz jasna brakuje mi rodziców, kochającej siostry, rodziny, ale... to już nie ta sama tęsknota. Miałam okazję spędzić w tym cudnym mieście niecałe trzy lata, ale już postanowiłam. Nie, nie zmienię decyzji. Muszę wrócić do miejsca moich narodzin. Wierzę, że Kometa się zmieniła. Mam tylko ją, a ona mnie. Tata zawsze uczył nas, że kiedyś zostaniemy tylko ja i Blackfire. On umrze a my, jako siostry, musimy się wspierać. Jednak jeszcze nie czas. Najpierw muszę załatwić moją misję w Jump City.
    W jednej chwili oderwałam się od podłoża. Jeśli chcę wrócić do mojego prawdziwego domu muszę to zrobić! Powoli zbliżałam się do wieży Tytanów. Pierw obowiązki, później przyjemności. Jeżeli pamięć mnie nie zawodzi, powinno być to w pokoju Raven. Mała, czarna skrzyneczka z wielkim skarbem w środku. Oczywiście nie chodzi mi o pieniądze, klejnoty, biżuterię. Nie, to jest o wiele ważniejsze. Przez ten nieduży kuferek nie mogłam spać po nocach. To niesamowite, jak taka, z pozoru niewiele warta rzecz jest w stanie być czymś lepszym od chociażby worków pieniędzy. Są to przecież tylko papierki pomalowane na zielono. Nigdy nie rozumiałam dlaczego ludzie przywiązują tak wielką wagę do nich, że aż są w stanie poświęcić własne potomstwo dla ich zdobycia. To chyba najgorsza cecha ludzkości. Chciwość. Spojrzałam za zegarek. Było parę minut po dwudziestej. W sumie mogłabym poczekać aż wszyscy się upiją, ale za dobrze znam Rachel. Ona maksymalnie wypije szklankę Whisky. Jestem też prawie pewna, że długo tam nie posiedzi. Teraz czeka mnie trudniejsze zadanie niż przylecieć tu w odpowiedniej chwili. To był banał. W tej chwili muszę wymyślić jak wejść do jej królestwa. Powinna mieć jakieś okna w pokoju, ale kto wie czy ich nie zamurowała. Pozostało mi tylko jedno. Szyb wentylacyjny. Wyrwałam klatkę od niego, bym mogła się jakoś wcisnąć. Nie ukrywam, że parę razy jeszcze w nim zabłądziłam, ale to szczegół. Nareszcie! Udało mi się przedostać do jej sypialni. Straciłam jakieś piętnaście minut. Świetnie! Przecież jest tutaj okno! Możliwe, że gdybym częściej tu przychodziła, gdy należałam jeszcze do Tytanów, oszczędziłabym minimum 10 minut. Jednak nie miałam zbyt dużo czasu. Ravi mogła się tu znaleźć w każdej chwili, ale mam nadzieję, że wytrzyma chociaż do połowy imprezy. Dopadłam pierwszej lepsze szafki. Na początku starałam się szukać jak najciszej, ale gdy zobaczyłam, że minęło mi na tym 25 minut, zaczęłam wywalać wszystko "jak leci". Nagle usłyszałam kroki na korytarzu. stawały się coraz głośniejsze, co oznaczało, że ktoś ewidentnie chciał wejść do tego pomieszczenia. Nie miałam czasu na bawienie się w "przeciskanie szybami wentylacyjnymi", więc wybiłam szybę w oknie i uciekłam.

*Raven*
Nie zrobiłam takiego efektownego wejścia jaki zamierzałam zrobić. Inaczej to sobie wyobrażałam. Myślałam, że Robin porzuci tą lafiryndę i zajmie się mną, a on tylko rzucił coś w stylu "ładnie wyglądasz" i poszedł z May tańczyć. Ja za to musiałam znosić towarzystwo Garfield'a, który prawdopodobnie uderzył się w ten jego łeb, w którym powinien być mózg. Obiecałam sobie, że przetrwam całą tę balangę, ale nie okazałam się być na tyle silna emocjonalnie. Zmierzałam do swojego pokoju, w którym mogłam liczyć na chociaż chwilę samotności. Widok, który ujrzałam po otworzeniu drzwi zwalił mnie z nóg. Ktoś najwyraźniej tu był i czegoś szukał nie pozostawiając po tym porządku. Pytanie tylko kto? Przecież wszyscy byli w salonie. Rzecz jasna wrobienie w to Mayday byłoby najkorzystniejsze, ale wszyscy mogliby potwierdzić, że tańczyła z nami. Właściwie to z Richardem, który praktycznie nie odstępował jej. Musiał to być więc ktoś z zewnątrz. Dopiero teraz ujrzałam wybitą szybę. Najwyraźniej drogę ucieczki. Pobiegłam do pozostały domowników, by im wszystko opowiedzieć. Ciekawe jak zareagują?

Rozdział 8.

*Cyborg*
Godzina rozpoczęcia imprezy zbliżała się wielkimi krokami. Stałem w kuchni przy garach i rozmyślałem nad mym nędznym żywotem. Jestem świetnym super-bohaterem, który codziennie musi ratować miasto przed niebezpieczeństwem, a w dodatku umiem SAM naprawić auto. Co tam naprawić?! Potrafię ZBUDOWAĆ!! A gdzie wysyła mnie pan  "lider" ? DO KUCHNI?! Nie no ja rozumiem, że jestem świetnym kucharzem, że aż Gordon Ramsay powinien się mnie obawiać, ale żebym musiał siedzieć nad garami jak jakaś baba?

-CYBORG?!!!!!!!!!!

-Zamknij tą swoją jadaczkę?! CO SIĘ U LICHA STAŁO?!

- Mam ogromny problem! Musisz zabrać mnie do lekarza, ale weterynarza!

- Garfield (BB) co się stało? Boże stary jak ja cie przepraszam! Mój kumpel pewnie na coś zachorował, a ja drę się na niego jak baba w ciąży. Mów co się stało!

- Chodzi oto ,że choruje na coś od dawna... Stary nie wiem czy dożyję twoich urodzin.

-Co?! Miałeś mi kupić nową grę! Dobra, ale mów szybciej o co chodzi, bo szarlotka mi się przypali!

- Choruje na...- tu Gar zrobił "dramatyczną" pauzę- PÓŁ-ŚLEPOTĘ!!

- Co? Nie ma takiej choroby!

-Jest!

-Ja ci mówie , że nie ma!

Byliśmy tak zajęci sprzeczkami, że nie zauważyliśmy dumnego wkroczenia Robina ubranego w ciemne dżinsy i białą koszulkę z dwoma odpiętymi  guziczkami (przy szyji)  i May w czerwonej, koronkowej sukience do połowy uda.

-Co się dzieje?! - huknął Richard

- Robin! Daj mi szybko wypłatę! Choruje na pół- ślepote!

-Co? Po pierwsze nie ma takiej choroby, a po drugie my jako bohaterowie nie dostajemy wypłaty.

- Na czym polega to polega? - zapytała swoim słodziutkim głosikiem Mayday.

-Jak zamykam oczy to nic nie widzie!!!- wydarł się Garfield.

-Debil! To nie choroba ! A teraz pora na imprezkę! Wybiła dwudziesta!

- Mogę się przyłączyć? - usłyszeliśmy głos... Raven?!