https://www.youtube.com/watch?v=mpyOR5AVdKg

niedziela, 6 grudnia 2015

Rozdział 12.

-Witaj Raven- usłyszałam za swoimi plecami tak dobrze znany mi głos. Odwróciłam się gwałtownie. Za mną stała niewysoko, troszkę otyła kobieta ze zmarszczkami pokrywającymi całą twarz, mająca na oko, około 50 lat.

-Kim jesteś?- zaniepokoiłam się, choć nie dałam tego po sobie poznać.

-Jak to? Nie pamiętasz mnie?  Swojej opiekunki i przyjaciółki zarazem? To ja! Satelia!-  wykrzyknęła, chociaż i tak żaden z przechodniów nie zwrócił na nią większej uwagi. Tak, tutaj, na tej przeklętej planecie wszyscy byli obojętni względem  krzyczących osób. Mogę się założyć, że gdyby ktoś napadł na staruszkę, która ledwo byłaby w stanie chodzić, nie mówiąc już o samoobronie, nikt, kompletnie nikt, nie zwrócił by na nią uwagi.

-Przepraszam, ale chyba mnie z kimś pomyliłaś...

-Co?! Rachel, ciebie nie da się z nikim pomylić! Po prostu nie da!- szybko  przycisnęłam dłoń do jej ust. Nie chciałam, by jakaś wariatka zwróciła uwagę strażników, którzy zapewne gdzieś się tu pałętali. Pociągnęłam ją między jakieś umierające rośliny, które były naprawdę imponujących rozmiarów.

-Skąd znasz moje imię?!- wyszeptałam rozeźlona.

-Naprawdę? Myślałam, że mnie nigdy nie zapomnisz. Przynajmniej tak obiecywałaś przed ucieczką licho wie gdzie. - nagle mnie olśniło! Przyjrzałam jej się uważnie, by utwierdzić się w przekonaniu, że to ona. Doprawdy, miało takie zdarzenie, ale wtedy Satelia była... w moim wieku. A w każdym razie nie możliwe, by aż tak się postarzała.

Kobieta widząc mój wzrok dodała:
-Twój ojciec dowiedział się o wszystkim. Bydlak jest naprawdę sprytny! Za karę chciał mnie pozbawić życia, ale w ostatniej chwili pomógł mi Jasc, wiesz, ten który pracował przy zmywaku, i razem uciekliśmy. Obecnie chowamy się w podziemiach, ale musiałam wyjść zaczerpnąć świeżego powietrza. Starość nie radość.- zaśmiała się.- A co cię tu sprowadza? Myślałam,że jak uciekać to na stałe.

-Pamiętasz tą szkatułkę, którą podarowałaś mi w przeddzień mojego... eee zniknięcia? Taką drewnianą. Obawiam się, że ktoś próbował mi ją wykraść.

-Co proszę? - kobieta wyraźnie się zdziwiła.- Przecież ona nie jest wiele warta i jakiejś szczególnej mocy też nie ma. Phi! Właściwie to jest najzwyklejszym pudełkiem!

-Ona najwyraźniej tego nie wiedziała...- powiedziałam. Po mojej twarzy przebiegł cień uśmiechu. Przypomniałam sobie wszystkie wypady na miasto. Kupowanie stery ubrań, podrywanie każdego fajnego kolesia... eh to były czasy. Jednak niemalże natychmiast przypomniałam sobie jej zdradę.

*Niemalże w tym samym czasie*
-Koriand'r! Co ty tutaj robisz?!

niedziela, 22 listopada 2015

Rozdział 11.

  Jej czarne włosy rozwiewane przez jesienny wiatr nabrały bardziej wyrazistego odcieniu. Dryfowała między światami, doskonale zdając sobie sprawę na to, co ją czeka. Pocieszała się ,że to przecież nic takiego, tylko wizyta na rodzinnej planecie. Jednak tam gdzieś głęboko czaił się lęk przed tym spotkaniem.
   Przypomniała sobie wszystkie szczęśliwe chwile z matką. Nauka jazdy na ziemskim rowerze, pierwszy wypad na lodowisko, wspólne niedzielne pikniki...to wszystko minęło.Przez niego. Wychowywała się na Ziemi.  Póki Trigon nie zorientował się, że ma córkę. Zabrał ją od Angeli Roth. Rzecz jasna przy okazji zabijając Arellę. Tak dla zabawy. Cóż, tak postępują demony.
   Nagle zauważyła dziwny odblask. Zapewne cel jej podróży. Ukryła głowę pod granatowym kapturem. Nie liczyła na miłe, rodzinne powitanie. Prawdę powiedziawszy władca Azarathu nawet nie wiedział o jej odwiedzinach. Wolała, żeby tak zostało. Uniosła oczy. Mała, granatowa planeta. Poczuła niemiłe uczucie w żołądku, gdy przypomniała sobie o jej pięcioletnim pobycie na tym ciele niebieskim. Nawet nie zauważyła, gdy z jej fiołkowych oczu zaczęły płynąć łzy. Demony nie płaczą, ale ona była przecież po części człowiekiem. Niegdyś jej marzeniem było ratowanie świata, ale kiedy już osiągnęła swój cel wszystko się zmieniło. Teraz miała tylko jedno pragnienie. Być zwyczajną ludzką istotą. Mieć mamę i normalnego ojca. Chodzić na spotkania ze swoimi ludzkimi znajomymi, wspólnie przeżywać wszelkie radości i smutki z przyjaciółkami. Chociaż jedną. Wcześniej myślała tak o rudowłosej kosmitce. Miały ze sobą tyle wspólnego. Były takie same, a jednocześnie tak różne. Od śmierci rodzicielki pierwszy raz poczuła, że naprawdę może jej zaufać. To wszystko legło w gruzach. Wróciła wspomnieniami do tamtej chwili...

  Decydujące starcie nadeszło. Cała drużyna Młodych Tytanów przeciwko jednemu, lecz jakże potężnemu wrogowi- Sleyd'owi. Wyczarowała ogromną kulę energii, po czym rzuciła nią w przeciwnika. Nie widziała co robią jej przyjaciele. Była zbyt skupiona na atakowaniu. Nagle poczuła ogromny ucisk na środku pleców. Pocisk był zbyt silny, więc upadła na ziemię. Odwróciła się chcąc zobaczyć sprawcę. I właśnie wtedy wszystko się zmieniło. Zauważyła Starfire unoszącą się kilka metrów nad  nią, celującą kolejną zieloną wiązką energii. Po chwili leżała już nieprzytomna, Sleyd odniósł ostateczne zwycięstwo. Przez Koriand'r. Jej najlepszą przyjaciółkę.

Nim się obejrzała całą jej twarz była mokra od łez. Szybko przetarła oczy i wylądowała na planecie.
 
  Niewiele się tu zmieniło. To samo nieczyste powietrze przesiąknięte złymi emocjami. Miejsce okrucieństwa i mordu. Na każdym kroku można było zobaczyć ciemnoczerwoną substancję. Inaczej: krew Azarańczyków. Zwęglone budynki ledwo co mogły pomieścić rodzinę z jednym dzieckiem, nie mówiąc już o większej ilości osób. Zgadza się, Trigon, w ciągu tych 113 ziemskich lat jego panowania, przemienił to miejsce w krainę bólu, cierpienia i niesprawiedliwości. Może niepotrzebnie obalił poprzedniego władcę z tronu, ale od zawsze był rządny władzy. Cóż, taki zwyczaj. By być władcą trzeba zniszczyć ówczesnego Menachojnia, czyli azaradzkiego króla.

-Witaj Rachel.

*******************************************************************************

Post troszkę inny niż pozostałe, bo opowiadający głównie o Raven, ale mam nadzieję, że się spodobało, oraz, że moje przeziębienie nie wpłynęło na opowiadanie :).

sobota, 7 listopada 2015

Rozdział 10.

   Uderzyła pięścią o blat biurka pozostawiając ślad wgniecienia.  Przecież nie tak miało być! Rzeczywiście, nie zaplanowała wszystkiego w najdrobniejszych szczegółach. Można by nawet rzec, że przystąpiła do tego nie profesjonalnie, ale spodziewała się bardziej owocnych wyników poszukiwań. Przetrząsnęła cały pokój Rachel, ale nie znalazła tam tej przeklętej drewnianej szkatułki.
      Nagle ją olśniło. Dopadła się  do niewielkiej biblioteczki stojącej obok biurka. Zaczęła przekładać wszystkie książki. Wyraźnie czegoś szukała. To nie było takie zwyczajne "coś". Na okładce, ozdobnymi literami został napisany tytuł  " Vite secaoes om melindo ehte mssom ", co na język nam bliższy oznacza "Niesamowite  przedmioty, o których istnieniu nie miałeś pojęcia". Przekartkowała opasły tom. Nagle natrafiła na dość nietypowy rysunek, który został narysowany na jednej ze stronic. Obrazek przedstawiał zamalowane koło, które zdawało się być schronieniem dla granatowego trójkąta. Doskonale wiedziała, że nie jest to zwykła ilustracja. Nie mogła sobie jednak przypomnieć gdzie go już widziała, a co więcej, co on oznacza. Przeczytała wpis pod nim umieszczony. Rozpoznała język tamarański. To nie mogło wróżyć nic dobrego.

"Co pięćdziesiąt wieków na którąś z planet Układu Słonecznego przybywa ON. 
Słońce zaczyna prażyć niemiłosiernie, 
Grawitacja staje się słabsza,
Olivanjudsy wydostają się spod ziemi. 
Wiwat IM, gdyż tylko ONI potrafią się oprzeć.
Zwierzęta tracą instynkty,
Mędry stają się głupcami,
Głupcy zaś mędrcami,
Chwała istotom odpornym na JEGO potęgę,
Gdyż ON królem chaosu, zamieszania."

 Przeczytała to jeszcze raz. I jeszcze. Nic z tego nie rozumiała. Dlaczego autor tego tekstu nie napisał napisał o kogo mu dokładnie chodzi? Jedyne co wie, to to, że jest on płci męskiej. Wynika też z tego, iż ma on ogromną potęgę. Szukany wcześniej temat stracił na wartości. Teraz liczyła się tylko ta tajemnica. Zapewne chodzi tu o jakiegoś demona, albo istotę o podobnej złej naturze. Swoją drogą to skąd Tamariańczyk  wiedział o tym. Przecież planety Układu Słonecznego nie są zbytnio znane tysiące lat świetlnych stąd. Dziw, że w ogóle wiedział co to jest...

*************************************************************************

Dzisiaj króciutko, ale proszę nie mieć mi tego za złe :(. Startuje w konkursie (dosyć ważnym dla mnie), więc nie mam tak dużo czasu jak chciałabym mieć.

P.S. Mam nadzieję, że rozdział się podobał :).

poniedziałek, 26 października 2015

One shot (1)


  Mrok. Ciemność. Była pusta. Była nikim. Pozbawiona emocji, cielesna istota. Za taką ją wszyscy mieli. Czarne włosy, oczy koloru zgniłej zieleni i ta blada cera. Gdyby nie jej pochodzenie byłaby zapewne kolejną słodką idiotką, której życiowe problemy to: na jaki kolor pomalować paznokcie? W co się ubrać? Czemu on na nią patrzy?!
     Nie, ona taka nie była.  To on nie pozwalał jej na normalne życie. To on ją torturował przez tyle lat i to właśnie on skutecznie pozbył się jej matki. Wiecie już kto? Jej koszmar powszechnie znany jako Szerszeń. Seryjny morderca poszukiwany w pięciu krajach. By nie wylądować w pudle za zabójstwo ponad czterdziestu osób swoim nożem Cold Steel ODA zmieniał swoją tożsamość, miejsce zamieszkania, a nawet wygląd. Dla niej był rodzicem. Chodziła do normalnej szkoły. Trzeciej od początku kalendarzowego roku. Liczyła na znalezienie przyjaciół, osób, które ją wesprzą , ale jej liczne siniaki i inne oznaki tortur skutecznie odstraszały rówieśników. Miała zaledwie trzynaście lat. Jednak jej życie nie zawsze było w czarnych barwach. Do ósmego roku życia wszystko było normalnie. Miała kochających rodziców, mnóstwo przyjaciół. Żyła niczym w bajce. Wszystko zmieniło się przez niemądre posunięcie matki. Zdradziła swojego męża, który gdy tylko się o tym dowiedział zabił ją.
       Dochodziła godzina 23:58. Już postanowiła. Nic nie zmieni jej decyzji. Tylko jeśli ma odejść to z klasą. Zawsze marzyła o takiej śmierci. Cudownej, bezbolesnej, a przede wszystkim mającej długo pozostać w pamięci. Miała tyle pomysłów. Od zatrucia się do skoczenia z dużej wysokości. Może to wydać się śmieszne, czy nawet niedorzeczne, ale właśnie te myśli napawały ją chęcią do życia. Zauważyła ,że nawet przestała się ciąć. Odchodząc z tego świata postanowiła zostawić po sobie jakąś pamiątkę. Jej postanowieniem było dać ojcu to, na co zasłużył. Rzecz jasna nie zamierzała go zabijać. Mama zawsze uczyła ją, że gdy zabije się człowieka, to wszystkie żywe istoty, których on się pozbył spadają na nasze "konto". Czy te nauki były słuszne, prawdziwe? Tego nie wiedziała. Za godzinę miał skończyć się ten dzień. Na kalendarzu zaznaczony jako Halloween. O równej północy zamierzała odejść do rodzicielki. Upewniła się, czy ojciec zasnął. Wybrała numer 997...

-Z tej strony komisariat policji. - odezwał się zaspany głos policjanta.
- ul. Powiat 8/18 *. Morderca znany jako Szerszeń. Proszę czym prędzej przyjeżdżać.
- Co proszę? Czy to jakiś żart? Halo....- usłyszał jedynie zakończenie połączenia.

      Wzięła ukochany nóż ojca, którym zabił tylu niewinnych ludzi. "Skoro już wypełniłam zadanie mogę odejść" -pomyślała po czym wbiła go sobie centralnie w serce. By mieć pewność, że umrze, ostatkiem sił zadała sobie cios w brzuch. Po kilku minutach zmarła....

************************************************************************

Witam :).  Ze względu na brak rozdziału postanowiłam dodać One shot'a. Może z okazji Halloween?
* adres wymyślony przeze mnie 

sobota, 17 października 2015

Rozdział 9.

* Kori*
  Przemierzałam uliczki Jump City. To niesamowite miasto. Oczywiście nie jest specjalnie dużych rozmiarów, ale przez to każdy może poczuć się jak "u siebie". Słońce już dawno zaszło. Muszę przyznać, że Ziemia należy do jednych z najładniejszych planet, na których miałam okazję spędzić trochę czasu. W zasadzie to czuję się tu jak w domu. Rzecz jasna brakuje mi rodziców, kochającej siostry, rodziny, ale... to już nie ta sama tęsknota. Miałam okazję spędzić w tym cudnym mieście niecałe trzy lata, ale już postanowiłam. Nie, nie zmienię decyzji. Muszę wrócić do miejsca moich narodzin. Wierzę, że Kometa się zmieniła. Mam tylko ją, a ona mnie. Tata zawsze uczył nas, że kiedyś zostaniemy tylko ja i Blackfire. On umrze a my, jako siostry, musimy się wspierać. Jednak jeszcze nie czas. Najpierw muszę załatwić moją misję w Jump City.
    W jednej chwili oderwałam się od podłoża. Jeśli chcę wrócić do mojego prawdziwego domu muszę to zrobić! Powoli zbliżałam się do wieży Tytanów. Pierw obowiązki, później przyjemności. Jeżeli pamięć mnie nie zawodzi, powinno być to w pokoju Raven. Mała, czarna skrzyneczka z wielkim skarbem w środku. Oczywiście nie chodzi mi o pieniądze, klejnoty, biżuterię. Nie, to jest o wiele ważniejsze. Przez ten nieduży kuferek nie mogłam spać po nocach. To niesamowite, jak taka, z pozoru niewiele warta rzecz jest w stanie być czymś lepszym od chociażby worków pieniędzy. Są to przecież tylko papierki pomalowane na zielono. Nigdy nie rozumiałam dlaczego ludzie przywiązują tak wielką wagę do nich, że aż są w stanie poświęcić własne potomstwo dla ich zdobycia. To chyba najgorsza cecha ludzkości. Chciwość. Spojrzałam za zegarek. Było parę minut po dwudziestej. W sumie mogłabym poczekać aż wszyscy się upiją, ale za dobrze znam Rachel. Ona maksymalnie wypije szklankę Whisky. Jestem też prawie pewna, że długo tam nie posiedzi. Teraz czeka mnie trudniejsze zadanie niż przylecieć tu w odpowiedniej chwili. To był banał. W tej chwili muszę wymyślić jak wejść do jej królestwa. Powinna mieć jakieś okna w pokoju, ale kto wie czy ich nie zamurowała. Pozostało mi tylko jedno. Szyb wentylacyjny. Wyrwałam klatkę od niego, bym mogła się jakoś wcisnąć. Nie ukrywam, że parę razy jeszcze w nim zabłądziłam, ale to szczegół. Nareszcie! Udało mi się przedostać do jej sypialni. Straciłam jakieś piętnaście minut. Świetnie! Przecież jest tutaj okno! Możliwe, że gdybym częściej tu przychodziła, gdy należałam jeszcze do Tytanów, oszczędziłabym minimum 10 minut. Jednak nie miałam zbyt dużo czasu. Ravi mogła się tu znaleźć w każdej chwili, ale mam nadzieję, że wytrzyma chociaż do połowy imprezy. Dopadłam pierwszej lepsze szafki. Na początku starałam się szukać jak najciszej, ale gdy zobaczyłam, że minęło mi na tym 25 minut, zaczęłam wywalać wszystko "jak leci". Nagle usłyszałam kroki na korytarzu. stawały się coraz głośniejsze, co oznaczało, że ktoś ewidentnie chciał wejść do tego pomieszczenia. Nie miałam czasu na bawienie się w "przeciskanie szybami wentylacyjnymi", więc wybiłam szybę w oknie i uciekłam.

*Raven*
Nie zrobiłam takiego efektownego wejścia jaki zamierzałam zrobić. Inaczej to sobie wyobrażałam. Myślałam, że Robin porzuci tą lafiryndę i zajmie się mną, a on tylko rzucił coś w stylu "ładnie wyglądasz" i poszedł z May tańczyć. Ja za to musiałam znosić towarzystwo Garfield'a, który prawdopodobnie uderzył się w ten jego łeb, w którym powinien być mózg. Obiecałam sobie, że przetrwam całą tę balangę, ale nie okazałam się być na tyle silna emocjonalnie. Zmierzałam do swojego pokoju, w którym mogłam liczyć na chociaż chwilę samotności. Widok, który ujrzałam po otworzeniu drzwi zwalił mnie z nóg. Ktoś najwyraźniej tu był i czegoś szukał nie pozostawiając po tym porządku. Pytanie tylko kto? Przecież wszyscy byli w salonie. Rzecz jasna wrobienie w to Mayday byłoby najkorzystniejsze, ale wszyscy mogliby potwierdzić, że tańczyła z nami. Właściwie to z Richardem, który praktycznie nie odstępował jej. Musiał to być więc ktoś z zewnątrz. Dopiero teraz ujrzałam wybitą szybę. Najwyraźniej drogę ucieczki. Pobiegłam do pozostały domowników, by im wszystko opowiedzieć. Ciekawe jak zareagują?

Rozdział 8.

*Cyborg*
Godzina rozpoczęcia imprezy zbliżała się wielkimi krokami. Stałem w kuchni przy garach i rozmyślałem nad mym nędznym żywotem. Jestem świetnym super-bohaterem, który codziennie musi ratować miasto przed niebezpieczeństwem, a w dodatku umiem SAM naprawić auto. Co tam naprawić?! Potrafię ZBUDOWAĆ!! A gdzie wysyła mnie pan  "lider" ? DO KUCHNI?! Nie no ja rozumiem, że jestem świetnym kucharzem, że aż Gordon Ramsay powinien się mnie obawiać, ale żebym musiał siedzieć nad garami jak jakaś baba?

-CYBORG?!!!!!!!!!!

-Zamknij tą swoją jadaczkę?! CO SIĘ U LICHA STAŁO?!

- Mam ogromny problem! Musisz zabrać mnie do lekarza, ale weterynarza!

- Garfield (BB) co się stało? Boże stary jak ja cie przepraszam! Mój kumpel pewnie na coś zachorował, a ja drę się na niego jak baba w ciąży. Mów co się stało!

- Chodzi oto ,że choruje na coś od dawna... Stary nie wiem czy dożyję twoich urodzin.

-Co?! Miałeś mi kupić nową grę! Dobra, ale mów szybciej o co chodzi, bo szarlotka mi się przypali!

- Choruje na...- tu Gar zrobił "dramatyczną" pauzę- PÓŁ-ŚLEPOTĘ!!

- Co? Nie ma takiej choroby!

-Jest!

-Ja ci mówie , że nie ma!

Byliśmy tak zajęci sprzeczkami, że nie zauważyliśmy dumnego wkroczenia Robina ubranego w ciemne dżinsy i białą koszulkę z dwoma odpiętymi  guziczkami (przy szyji)  i May w czerwonej, koronkowej sukience do połowy uda.

-Co się dzieje?! - huknął Richard

- Robin! Daj mi szybko wypłatę! Choruje na pół- ślepote!

-Co? Po pierwsze nie ma takiej choroby, a po drugie my jako bohaterowie nie dostajemy wypłaty.

- Na czym polega to polega? - zapytała swoim słodziutkim głosikiem Mayday.

-Jak zamykam oczy to nic nie widzie!!!- wydarł się Garfield.

-Debil! To nie choroba ! A teraz pora na imprezkę! Wybiła dwudziesta!

- Mogę się przyłączyć? - usłyszeliśmy głos... Raven?!

niedziela, 30 sierpnia 2015

Rozdział 7.

*Raven*
  Siedziałam na swym łóżku otoczona granatowo-czarnymi ścianami. Pokój był oblegany przez mgłę, mgłę tak gęstą, że cudem byłoby zobaczyć drugi kraniec niewielkiego pokoju.
   Próbowałam medytować. Nie przyniosło to skutków. Myślami wróciłam do wczorajszego dnia:

Robin podszedł do naszej  "bohaterki". Tyle, że z pozoru ta nasza wybawicielka nie spełniła do końca swej roli. Przecież nie pokonaliśmy Starfire. Jednak wciąż męczyło mnie jedno pytanie: co chciała ukraść? Muzeum, które zaatakowała nie przechowywało jakiś szczególnie drogocennych eksponatów, które mogły by jej się na coś przydać, a tym bardziej zwiększyć jej moc. Może postanowiła sprzedać niektóre z nich, ale przecież równie dobrze mogłaby okraść bank. Po głowie chodziło mi mnóstwo zdań ze znakami zapytania na końcu. Spojrzałam na resztę drużyny oblegającą "nową". Wiedziałam, że lider ( a może mój chłopak?) w tym momencie proponował Spider-girl dołączenie do drużyny. Zgodziła się i ściągnęła maskę. Ku mojemu i chłopaków zdziwieniu okazała się tam twarz Mayday. Robin, Cyborg i Bestia byli nieźle zaskoczeni, ale ostatecznie nie zmienili planów co do niej. 

Tak skrótowo wyglądała wersja wczorajszego dnia. Rozwikłanie zagadki dotyczącej wczorajszego ataku Star została mi przydzielona. No cóż nic dziwnego skoro  są zajęci zabawianiem May. Dlaczego to ja nie mogę być tą najładniejszą? Najpierw była Kori, teraz Spider-girl. Moje życie jest do bani. Chwila! Czyja właśnie użyłam tego gówniarskiego słowa? obiecałam sobie, że nigdy do tego nie dojdzie, ale myślę, że dla Robina jestem w stanie się zmienić nie tylko psychicznie, ale też fizycznie. Zacznę od zmiany wyglądu. Pora z brzydkiego kaczątka zamienić się w piękną królewnę. Akurat będzie świetna okazji, gdyż dziś wieczorem ma być zorganizowane przyjęcie na cześć nowego członka drużyny. Przejrzałam się w dużym lustrze stojącym przy zasłoniętym oknie. Oto co tam zobaczyłam: niska dziewczyna z porami pod oczami, nieciekawej sylwetce, krzywymi nogami,  brzydkimi włosami. No cóż czeka mnie dużo pracy. Na początku zrobiłam sobie maseczkę ( ze szczyptą magii by poru szybciej zniknęły) i nałożyłam na twarz. Ku mojemu zadowoleniu moja skóra była nieskazitelnie czysta. Następnie wzięłam długi, odświeżający prysznic (przy okazji umyłam włosy),  poszłam do solarium, makijażystki,fryzjerki, oraz na zakupy. Postanowiłam kupić śliczną biało-granatową sukienkę , dopasowane buty.  Kiedy znowu spojrzałam w lustro ujrzałam zupełnie inną, śliczną dziewczynę o śliczne rozpuszczonych, granatowych włosach i mocnym makijażu. Byłam pewna, że Robin padnie z wrażenia.


*Starfire*
 Dowiedziałam się, że Młodzi Tytani mają nową członkinię. Niestety nie zdradzili jej tożsamości, ale dzięki temu będę miała tylko troszkę zabawy w detektywa. Dowiedziałam się, że dzisiaj organizują imprezę, więc nikt raczej nie powinien siedzieć w pokoju. Nawet Raven, która pewnie będzie pilnować, by lider i nowa zbyt dobrze się nie bawili.

***************************************************************************

Jesteście źli? Przepraszam to jedyne słowo, które mogę powiedzieć. Obiecuję ,że posty będą częściej :)