-Witaj Raven- usłyszałam za swoimi plecami tak dobrze znany mi głos. Odwróciłam się gwałtownie. Za mną stała niewysoko, troszkę otyła kobieta ze zmarszczkami pokrywającymi całą twarz, mająca na oko, około 50 lat.
-Kim jesteś?- zaniepokoiłam się, choć nie dałam tego po sobie poznać.
-Jak to? Nie pamiętasz mnie? Swojej opiekunki i przyjaciółki zarazem? To ja! Satelia!- wykrzyknęła, chociaż i tak żaden z przechodniów nie zwrócił na nią większej uwagi. Tak, tutaj, na tej przeklętej planecie wszyscy byli obojętni względem krzyczących osób. Mogę się założyć, że gdyby ktoś napadł na staruszkę, która ledwo byłaby w stanie chodzić, nie mówiąc już o samoobronie, nikt, kompletnie nikt, nie zwrócił by na nią uwagi.
-Przepraszam, ale chyba mnie z kimś pomyliłaś...
-Co?! Rachel, ciebie nie da się z nikim pomylić! Po prostu nie da!- szybko przycisnęłam dłoń do jej ust. Nie chciałam, by jakaś wariatka zwróciła uwagę strażników, którzy zapewne gdzieś się tu pałętali. Pociągnęłam ją między jakieś umierające rośliny, które były naprawdę imponujących rozmiarów.
-Skąd znasz moje imię?!- wyszeptałam rozeźlona.
-Naprawdę? Myślałam, że mnie nigdy nie zapomnisz. Przynajmniej tak obiecywałaś przed ucieczką licho wie gdzie. - nagle mnie olśniło! Przyjrzałam jej się uważnie, by utwierdzić się w przekonaniu, że to ona. Doprawdy, miało takie zdarzenie, ale wtedy Satelia była... w moim wieku. A w każdym razie nie możliwe, by aż tak się postarzała.
Kobieta widząc mój wzrok dodała:
-Twój ojciec dowiedział się o wszystkim. Bydlak jest naprawdę sprytny! Za karę chciał mnie pozbawić życia, ale w ostatniej chwili pomógł mi Jasc, wiesz, ten który pracował przy zmywaku, i razem uciekliśmy. Obecnie chowamy się w podziemiach, ale musiałam wyjść zaczerpnąć świeżego powietrza. Starość nie radość.- zaśmiała się.- A co cię tu sprowadza? Myślałam,że jak uciekać to na stałe.
-Pamiętasz tą szkatułkę, którą podarowałaś mi w przeddzień mojego... eee zniknięcia? Taką drewnianą. Obawiam się, że ktoś próbował mi ją wykraść.
-Co proszę? - kobieta wyraźnie się zdziwiła.- Przecież ona nie jest wiele warta i jakiejś szczególnej mocy też nie ma. Phi! Właściwie to jest najzwyklejszym pudełkiem!
-Ona najwyraźniej tego nie wiedziała...- powiedziałam. Po mojej twarzy przebiegł cień uśmiechu. Przypomniałam sobie wszystkie wypady na miasto. Kupowanie stery ubrań, podrywanie każdego fajnego kolesia... eh to były czasy. Jednak niemalże natychmiast przypomniałam sobie jej zdradę.
*Niemalże w tym samym czasie*
-Koriand'r! Co ty tutaj robisz?!
" Jeśli się cofasz, to tylko po to by wziąć rozbieg" :)
niedziela, 6 grudnia 2015
niedziela, 22 listopada 2015
Rozdział 11.
Jej czarne włosy rozwiewane przez jesienny wiatr nabrały bardziej wyrazistego odcieniu. Dryfowała między światami, doskonale zdając sobie sprawę na to, co ją czeka. Pocieszała się ,że to przecież nic takiego, tylko wizyta na rodzinnej planecie. Jednak tam gdzieś głęboko czaił się lęk przed tym spotkaniem.
Przypomniała sobie wszystkie szczęśliwe chwile z matką. Nauka jazdy na ziemskim rowerze, pierwszy wypad na lodowisko, wspólne niedzielne pikniki...to wszystko minęło.Przez niego. Wychowywała się na Ziemi. Póki Trigon nie zorientował się, że ma córkę. Zabrał ją od Angeli Roth. Rzecz jasna przy okazji zabijając Arellę. Tak dla zabawy. Cóż, tak postępują demony.
Nagle zauważyła dziwny odblask. Zapewne cel jej podróży. Ukryła głowę pod granatowym kapturem. Nie liczyła na miłe, rodzinne powitanie. Prawdę powiedziawszy władca Azarathu nawet nie wiedział o jej odwiedzinach. Wolała, żeby tak zostało. Uniosła oczy. Mała, granatowa planeta. Poczuła niemiłe uczucie w żołądku, gdy przypomniała sobie o jej pięcioletnim pobycie na tym ciele niebieskim. Nawet nie zauważyła, gdy z jej fiołkowych oczu zaczęły płynąć łzy. Demony nie płaczą, ale ona była przecież po części człowiekiem. Niegdyś jej marzeniem było ratowanie świata, ale kiedy już osiągnęła swój cel wszystko się zmieniło. Teraz miała tylko jedno pragnienie. Być zwyczajną ludzką istotą. Mieć mamę i normalnego ojca. Chodzić na spotkania ze swoimi ludzkimi znajomymi, wspólnie przeżywać wszelkie radości i smutki z przyjaciółkami. Chociaż jedną. Wcześniej myślała tak o rudowłosej kosmitce. Miały ze sobą tyle wspólnego. Były takie same, a jednocześnie tak różne. Od śmierci rodzicielki pierwszy raz poczuła, że naprawdę może jej zaufać. To wszystko legło w gruzach. Wróciła wspomnieniami do tamtej chwili...
Decydujące starcie nadeszło. Cała drużyna Młodych Tytanów przeciwko jednemu, lecz jakże potężnemu wrogowi- Sleyd'owi. Wyczarowała ogromną kulę energii, po czym rzuciła nią w przeciwnika. Nie widziała co robią jej przyjaciele. Była zbyt skupiona na atakowaniu. Nagle poczuła ogromny ucisk na środku pleców. Pocisk był zbyt silny, więc upadła na ziemię. Odwróciła się chcąc zobaczyć sprawcę. I właśnie wtedy wszystko się zmieniło. Zauważyła Starfire unoszącą się kilka metrów nad nią, celującą kolejną zieloną wiązką energii. Po chwili leżała już nieprzytomna, Sleyd odniósł ostateczne zwycięstwo. Przez Koriand'r. Jej najlepszą przyjaciółkę.
Nim się obejrzała całą jej twarz była mokra od łez. Szybko przetarła oczy i wylądowała na planecie.
Niewiele się tu zmieniło. To samo nieczyste powietrze przesiąknięte złymi emocjami. Miejsce okrucieństwa i mordu. Na każdym kroku można było zobaczyć ciemnoczerwoną substancję. Inaczej: krew Azarańczyków. Zwęglone budynki ledwo co mogły pomieścić rodzinę z jednym dzieckiem, nie mówiąc już o większej ilości osób. Zgadza się, Trigon, w ciągu tych 113 ziemskich lat jego panowania, przemienił to miejsce w krainę bólu, cierpienia i niesprawiedliwości. Może niepotrzebnie obalił poprzedniego władcę z tronu, ale od zawsze był rządny władzy. Cóż, taki zwyczaj. By być władcą trzeba zniszczyć ówczesnego Menachojnia, czyli azaradzkiego króla.
-Witaj Rachel.
*******************************************************************************
Post troszkę inny niż pozostałe, bo opowiadający głównie o Raven, ale mam nadzieję, że się spodobało, oraz, że moje przeziębienie nie wpłynęło na opowiadanie :).
Przypomniała sobie wszystkie szczęśliwe chwile z matką. Nauka jazdy na ziemskim rowerze, pierwszy wypad na lodowisko, wspólne niedzielne pikniki...to wszystko minęło.Przez niego. Wychowywała się na Ziemi. Póki Trigon nie zorientował się, że ma córkę. Zabrał ją od Angeli Roth. Rzecz jasna przy okazji zabijając Arellę. Tak dla zabawy. Cóż, tak postępują demony.
Nagle zauważyła dziwny odblask. Zapewne cel jej podróży. Ukryła głowę pod granatowym kapturem. Nie liczyła na miłe, rodzinne powitanie. Prawdę powiedziawszy władca Azarathu nawet nie wiedział o jej odwiedzinach. Wolała, żeby tak zostało. Uniosła oczy. Mała, granatowa planeta. Poczuła niemiłe uczucie w żołądku, gdy przypomniała sobie o jej pięcioletnim pobycie na tym ciele niebieskim. Nawet nie zauważyła, gdy z jej fiołkowych oczu zaczęły płynąć łzy. Demony nie płaczą, ale ona była przecież po części człowiekiem. Niegdyś jej marzeniem było ratowanie świata, ale kiedy już osiągnęła swój cel wszystko się zmieniło. Teraz miała tylko jedno pragnienie. Być zwyczajną ludzką istotą. Mieć mamę i normalnego ojca. Chodzić na spotkania ze swoimi ludzkimi znajomymi, wspólnie przeżywać wszelkie radości i smutki z przyjaciółkami. Chociaż jedną. Wcześniej myślała tak o rudowłosej kosmitce. Miały ze sobą tyle wspólnego. Były takie same, a jednocześnie tak różne. Od śmierci rodzicielki pierwszy raz poczuła, że naprawdę może jej zaufać. To wszystko legło w gruzach. Wróciła wspomnieniami do tamtej chwili...
Decydujące starcie nadeszło. Cała drużyna Młodych Tytanów przeciwko jednemu, lecz jakże potężnemu wrogowi- Sleyd'owi. Wyczarowała ogromną kulę energii, po czym rzuciła nią w przeciwnika. Nie widziała co robią jej przyjaciele. Była zbyt skupiona na atakowaniu. Nagle poczuła ogromny ucisk na środku pleców. Pocisk był zbyt silny, więc upadła na ziemię. Odwróciła się chcąc zobaczyć sprawcę. I właśnie wtedy wszystko się zmieniło. Zauważyła Starfire unoszącą się kilka metrów nad nią, celującą kolejną zieloną wiązką energii. Po chwili leżała już nieprzytomna, Sleyd odniósł ostateczne zwycięstwo. Przez Koriand'r. Jej najlepszą przyjaciółkę.
Nim się obejrzała całą jej twarz była mokra od łez. Szybko przetarła oczy i wylądowała na planecie.
Niewiele się tu zmieniło. To samo nieczyste powietrze przesiąknięte złymi emocjami. Miejsce okrucieństwa i mordu. Na każdym kroku można było zobaczyć ciemnoczerwoną substancję. Inaczej: krew Azarańczyków. Zwęglone budynki ledwo co mogły pomieścić rodzinę z jednym dzieckiem, nie mówiąc już o większej ilości osób. Zgadza się, Trigon, w ciągu tych 113 ziemskich lat jego panowania, przemienił to miejsce w krainę bólu, cierpienia i niesprawiedliwości. Może niepotrzebnie obalił poprzedniego władcę z tronu, ale od zawsze był rządny władzy. Cóż, taki zwyczaj. By być władcą trzeba zniszczyć ówczesnego Menachojnia, czyli azaradzkiego króla.
-Witaj Rachel.
*******************************************************************************
Post troszkę inny niż pozostałe, bo opowiadający głównie o Raven, ale mam nadzieję, że się spodobało, oraz, że moje przeziębienie nie wpłynęło na opowiadanie :).
sobota, 7 listopada 2015
Rozdział 10.
Uderzyła pięścią o blat biurka pozostawiając ślad wgniecienia. Przecież nie tak miało być! Rzeczywiście, nie zaplanowała wszystkiego w najdrobniejszych szczegółach. Można by nawet rzec, że przystąpiła do tego nie profesjonalnie, ale spodziewała się bardziej owocnych wyników poszukiwań. Przetrząsnęła cały pokój Rachel, ale nie znalazła tam tej przeklętej drewnianej szkatułki.
Nagle ją olśniło. Dopadła się do niewielkiej biblioteczki stojącej obok biurka. Zaczęła przekładać wszystkie książki. Wyraźnie czegoś szukała. To nie było takie zwyczajne "coś". Na okładce, ozdobnymi literami został napisany tytuł " Vite secaoes om melindo ehte mssom ", co na język nam bliższy oznacza "Niesamowite przedmioty, o których istnieniu nie miałeś pojęcia". Przekartkowała opasły tom. Nagle natrafiła na dość nietypowy rysunek, który został narysowany na jednej ze stronic. Obrazek przedstawiał zamalowane koło, które zdawało się być schronieniem dla granatowego trójkąta. Doskonale wiedziała, że nie jest to zwykła ilustracja. Nie mogła sobie jednak przypomnieć gdzie go już widziała, a co więcej, co on oznacza. Przeczytała wpis pod nim umieszczony. Rozpoznała język tamarański. To nie mogło wróżyć nic dobrego.
"Co pięćdziesiąt wieków na którąś z planet Układu Słonecznego przybywa ON.
Słońce zaczyna prażyć niemiłosiernie,
Grawitacja staje się słabsza,
Olivanjudsy wydostają się spod ziemi.
Wiwat IM, gdyż tylko ONI potrafią się oprzeć.
Zwierzęta tracą instynkty,
Mędry stają się głupcami,
Głupcy zaś mędrcami,
Chwała istotom odpornym na JEGO potęgę,
Gdyż ON królem chaosu, zamieszania."
Przeczytała to jeszcze raz. I jeszcze. Nic z tego nie rozumiała. Dlaczego autor tego tekstu nie napisał napisał o kogo mu dokładnie chodzi? Jedyne co wie, to to, że jest on płci męskiej. Wynika też z tego, iż ma on ogromną potęgę. Szukany wcześniej temat stracił na wartości. Teraz liczyła się tylko ta tajemnica. Zapewne chodzi tu o jakiegoś demona, albo istotę o podobnej złej naturze. Swoją drogą to skąd Tamariańczyk wiedział o tym. Przecież planety Układu Słonecznego nie są zbytnio znane tysiące lat świetlnych stąd. Dziw, że w ogóle wiedział co to jest...
*************************************************************************
Dzisiaj króciutko, ale proszę nie mieć mi tego za złe :(. Startuje w konkursie (dosyć ważnym dla mnie), więc nie mam tak dużo czasu jak chciałabym mieć.
P.S. Mam nadzieję, że rozdział się podobał :).
Nagle ją olśniło. Dopadła się do niewielkiej biblioteczki stojącej obok biurka. Zaczęła przekładać wszystkie książki. Wyraźnie czegoś szukała. To nie było takie zwyczajne "coś". Na okładce, ozdobnymi literami został napisany tytuł " Vite secaoes om melindo ehte mssom ", co na język nam bliższy oznacza "Niesamowite przedmioty, o których istnieniu nie miałeś pojęcia". Przekartkowała opasły tom. Nagle natrafiła na dość nietypowy rysunek, który został narysowany na jednej ze stronic. Obrazek przedstawiał zamalowane koło, które zdawało się być schronieniem dla granatowego trójkąta. Doskonale wiedziała, że nie jest to zwykła ilustracja. Nie mogła sobie jednak przypomnieć gdzie go już widziała, a co więcej, co on oznacza. Przeczytała wpis pod nim umieszczony. Rozpoznała język tamarański. To nie mogło wróżyć nic dobrego.
"Co pięćdziesiąt wieków na którąś z planet Układu Słonecznego przybywa ON.
Słońce zaczyna prażyć niemiłosiernie,
Grawitacja staje się słabsza,
Olivanjudsy wydostają się spod ziemi.
Wiwat IM, gdyż tylko ONI potrafią się oprzeć.
Zwierzęta tracą instynkty,
Mędry stają się głupcami,
Głupcy zaś mędrcami,
Chwała istotom odpornym na JEGO potęgę,
Gdyż ON królem chaosu, zamieszania."
Przeczytała to jeszcze raz. I jeszcze. Nic z tego nie rozumiała. Dlaczego autor tego tekstu nie napisał napisał o kogo mu dokładnie chodzi? Jedyne co wie, to to, że jest on płci męskiej. Wynika też z tego, iż ma on ogromną potęgę. Szukany wcześniej temat stracił na wartości. Teraz liczyła się tylko ta tajemnica. Zapewne chodzi tu o jakiegoś demona, albo istotę o podobnej złej naturze. Swoją drogą to skąd Tamariańczyk wiedział o tym. Przecież planety Układu Słonecznego nie są zbytnio znane tysiące lat świetlnych stąd. Dziw, że w ogóle wiedział co to jest...
*************************************************************************
Dzisiaj króciutko, ale proszę nie mieć mi tego za złe :(. Startuje w konkursie (dosyć ważnym dla mnie), więc nie mam tak dużo czasu jak chciałabym mieć.
P.S. Mam nadzieję, że rozdział się podobał :).
poniedziałek, 26 października 2015
One shot (1)
Mrok. Ciemność. Była pusta. Była nikim. Pozbawiona emocji, cielesna istota. Za taką ją wszyscy mieli. Czarne włosy, oczy koloru zgniłej zieleni i ta blada cera. Gdyby nie jej pochodzenie byłaby zapewne kolejną słodką idiotką, której życiowe problemy to: na jaki kolor pomalować paznokcie? W co się ubrać? Czemu on na nią patrzy?!
Nie, ona taka nie była. To on nie pozwalał jej na normalne życie. To on ją torturował przez tyle lat i to właśnie on skutecznie pozbył się jej matki. Wiecie już kto? Jej koszmar powszechnie znany jako Szerszeń. Seryjny morderca poszukiwany w pięciu krajach. By nie wylądować w pudle za zabójstwo ponad czterdziestu osób swoim nożem Cold Steel ODA zmieniał swoją tożsamość, miejsce zamieszkania, a nawet wygląd. Dla niej był rodzicem. Chodziła do normalnej szkoły. Trzeciej od początku kalendarzowego roku. Liczyła na znalezienie przyjaciół, osób, które ją wesprzą , ale jej liczne siniaki i inne oznaki tortur skutecznie odstraszały rówieśników. Miała zaledwie trzynaście lat. Jednak jej życie nie zawsze było w czarnych barwach. Do ósmego roku życia wszystko było normalnie. Miała kochających rodziców, mnóstwo przyjaciół. Żyła niczym w bajce. Wszystko zmieniło się przez niemądre posunięcie matki. Zdradziła swojego męża, który gdy tylko się o tym dowiedział zabił ją.
Dochodziła godzina 23:58. Już postanowiła. Nic nie zmieni jej decyzji. Tylko jeśli ma odejść to z klasą. Zawsze marzyła o takiej śmierci. Cudownej, bezbolesnej, a przede wszystkim mającej długo pozostać w pamięci. Miała tyle pomysłów. Od zatrucia się do skoczenia z dużej wysokości. Może to wydać się śmieszne, czy nawet niedorzeczne, ale właśnie te myśli napawały ją chęcią do życia. Zauważyła ,że nawet przestała się ciąć. Odchodząc z tego świata postanowiła zostawić po sobie jakąś pamiątkę. Jej postanowieniem było dać ojcu to, na co zasłużył. Rzecz jasna nie zamierzała go zabijać. Mama zawsze uczyła ją, że gdy zabije się człowieka, to wszystkie żywe istoty, których on się pozbył spadają na nasze "konto". Czy te nauki były słuszne, prawdziwe? Tego nie wiedziała. Za godzinę miał skończyć się ten dzień. Na kalendarzu zaznaczony jako Halloween. O równej północy zamierzała odejść do rodzicielki. Upewniła się, czy ojciec zasnął. Wybrała numer 997...
-Z tej strony komisariat policji. - odezwał się zaspany głos policjanta.
- ul. Powiat 8/18 *. Morderca znany jako Szerszeń. Proszę czym prędzej przyjeżdżać.
- Co proszę? Czy to jakiś żart? Halo....- usłyszał jedynie zakończenie połączenia.
Wzięła ukochany nóż ojca, którym zabił tylu niewinnych ludzi. "Skoro już wypełniłam zadanie mogę odejść" -pomyślała po czym wbiła go sobie centralnie w serce. By mieć pewność, że umrze, ostatkiem sił zadała sobie cios w brzuch. Po kilku minutach zmarła....
************************************************************************
Witam :). Ze względu na brak rozdziału postanowiłam dodać One shot'a. Może z okazji Halloween?
* adres wymyślony przeze mnie
sobota, 17 października 2015
Rozdział 9.
* Kori*
Przemierzałam uliczki Jump City. To niesamowite miasto. Oczywiście nie jest specjalnie dużych rozmiarów, ale przez to każdy może poczuć się jak "u siebie". Słońce już dawno zaszło. Muszę przyznać, że Ziemia należy do jednych z najładniejszych planet, na których miałam okazję spędzić trochę czasu. W zasadzie to czuję się tu jak w domu. Rzecz jasna brakuje mi rodziców, kochającej siostry, rodziny, ale... to już nie ta sama tęsknota. Miałam okazję spędzić w tym cudnym mieście niecałe trzy lata, ale już postanowiłam. Nie, nie zmienię decyzji. Muszę wrócić do miejsca moich narodzin. Wierzę, że Kometa się zmieniła. Mam tylko ją, a ona mnie. Tata zawsze uczył nas, że kiedyś zostaniemy tylko ja i Blackfire. On umrze a my, jako siostry, musimy się wspierać. Jednak jeszcze nie czas. Najpierw muszę załatwić moją misję w Jump City.
W jednej chwili oderwałam się od podłoża. Jeśli chcę wrócić do mojego prawdziwego domu muszę to zrobić! Powoli zbliżałam się do wieży Tytanów. Pierw obowiązki, później przyjemności. Jeżeli pamięć mnie nie zawodzi, powinno być to w pokoju Raven. Mała, czarna skrzyneczka z wielkim skarbem w środku. Oczywiście nie chodzi mi o pieniądze, klejnoty, biżuterię. Nie, to jest o wiele ważniejsze. Przez ten nieduży kuferek nie mogłam spać po nocach. To niesamowite, jak taka, z pozoru niewiele warta rzecz jest w stanie być czymś lepszym od chociażby worków pieniędzy. Są to przecież tylko papierki pomalowane na zielono. Nigdy nie rozumiałam dlaczego ludzie przywiązują tak wielką wagę do nich, że aż są w stanie poświęcić własne potomstwo dla ich zdobycia. To chyba najgorsza cecha ludzkości. Chciwość. Spojrzałam za zegarek. Było parę minut po dwudziestej. W sumie mogłabym poczekać aż wszyscy się upiją, ale za dobrze znam Rachel. Ona maksymalnie wypije szklankę Whisky. Jestem też prawie pewna, że długo tam nie posiedzi. Teraz czeka mnie trudniejsze zadanie niż przylecieć tu w odpowiedniej chwili. To był banał. W tej chwili muszę wymyślić jak wejść do jej królestwa. Powinna mieć jakieś okna w pokoju, ale kto wie czy ich nie zamurowała. Pozostało mi tylko jedno. Szyb wentylacyjny. Wyrwałam klatkę od niego, bym mogła się jakoś wcisnąć. Nie ukrywam, że parę razy jeszcze w nim zabłądziłam, ale to szczegół. Nareszcie! Udało mi się przedostać do jej sypialni. Straciłam jakieś piętnaście minut. Świetnie! Przecież jest tutaj okno! Możliwe, że gdybym częściej tu przychodziła, gdy należałam jeszcze do Tytanów, oszczędziłabym minimum 10 minut. Jednak nie miałam zbyt dużo czasu. Ravi mogła się tu znaleźć w każdej chwili, ale mam nadzieję, że wytrzyma chociaż do połowy imprezy. Dopadłam pierwszej lepsze szafki. Na początku starałam się szukać jak najciszej, ale gdy zobaczyłam, że minęło mi na tym 25 minut, zaczęłam wywalać wszystko "jak leci". Nagle usłyszałam kroki na korytarzu. stawały się coraz głośniejsze, co oznaczało, że ktoś ewidentnie chciał wejść do tego pomieszczenia. Nie miałam czasu na bawienie się w "przeciskanie szybami wentylacyjnymi", więc wybiłam szybę w oknie i uciekłam.
*Raven*
Nie zrobiłam takiego efektownego wejścia jaki zamierzałam zrobić. Inaczej to sobie wyobrażałam. Myślałam, że Robin porzuci tą lafiryndę i zajmie się mną, a on tylko rzucił coś w stylu "ładnie wyglądasz" i poszedł z May tańczyć. Ja za to musiałam znosić towarzystwo Garfield'a, który prawdopodobnie uderzył się w ten jego łeb, w którym powinien być mózg. Obiecałam sobie, że przetrwam całą tę balangę, ale nie okazałam się być na tyle silna emocjonalnie. Zmierzałam do swojego pokoju, w którym mogłam liczyć na chociaż chwilę samotności. Widok, który ujrzałam po otworzeniu drzwi zwalił mnie z nóg. Ktoś najwyraźniej tu był i czegoś szukał nie pozostawiając po tym porządku. Pytanie tylko kto? Przecież wszyscy byli w salonie. Rzecz jasna wrobienie w to Mayday byłoby najkorzystniejsze, ale wszyscy mogliby potwierdzić, że tańczyła z nami. Właściwie to z Richardem, który praktycznie nie odstępował jej. Musiał to być więc ktoś z zewnątrz. Dopiero teraz ujrzałam wybitą szybę. Najwyraźniej drogę ucieczki. Pobiegłam do pozostały domowników, by im wszystko opowiedzieć. Ciekawe jak zareagują?
Przemierzałam uliczki Jump City. To niesamowite miasto. Oczywiście nie jest specjalnie dużych rozmiarów, ale przez to każdy może poczuć się jak "u siebie". Słońce już dawno zaszło. Muszę przyznać, że Ziemia należy do jednych z najładniejszych planet, na których miałam okazję spędzić trochę czasu. W zasadzie to czuję się tu jak w domu. Rzecz jasna brakuje mi rodziców, kochającej siostry, rodziny, ale... to już nie ta sama tęsknota. Miałam okazję spędzić w tym cudnym mieście niecałe trzy lata, ale już postanowiłam. Nie, nie zmienię decyzji. Muszę wrócić do miejsca moich narodzin. Wierzę, że Kometa się zmieniła. Mam tylko ją, a ona mnie. Tata zawsze uczył nas, że kiedyś zostaniemy tylko ja i Blackfire. On umrze a my, jako siostry, musimy się wspierać. Jednak jeszcze nie czas. Najpierw muszę załatwić moją misję w Jump City.
W jednej chwili oderwałam się od podłoża. Jeśli chcę wrócić do mojego prawdziwego domu muszę to zrobić! Powoli zbliżałam się do wieży Tytanów. Pierw obowiązki, później przyjemności. Jeżeli pamięć mnie nie zawodzi, powinno być to w pokoju Raven. Mała, czarna skrzyneczka z wielkim skarbem w środku. Oczywiście nie chodzi mi o pieniądze, klejnoty, biżuterię. Nie, to jest o wiele ważniejsze. Przez ten nieduży kuferek nie mogłam spać po nocach. To niesamowite, jak taka, z pozoru niewiele warta rzecz jest w stanie być czymś lepszym od chociażby worków pieniędzy. Są to przecież tylko papierki pomalowane na zielono. Nigdy nie rozumiałam dlaczego ludzie przywiązują tak wielką wagę do nich, że aż są w stanie poświęcić własne potomstwo dla ich zdobycia. To chyba najgorsza cecha ludzkości. Chciwość. Spojrzałam za zegarek. Było parę minut po dwudziestej. W sumie mogłabym poczekać aż wszyscy się upiją, ale za dobrze znam Rachel. Ona maksymalnie wypije szklankę Whisky. Jestem też prawie pewna, że długo tam nie posiedzi. Teraz czeka mnie trudniejsze zadanie niż przylecieć tu w odpowiedniej chwili. To był banał. W tej chwili muszę wymyślić jak wejść do jej królestwa. Powinna mieć jakieś okna w pokoju, ale kto wie czy ich nie zamurowała. Pozostało mi tylko jedno. Szyb wentylacyjny. Wyrwałam klatkę od niego, bym mogła się jakoś wcisnąć. Nie ukrywam, że parę razy jeszcze w nim zabłądziłam, ale to szczegół. Nareszcie! Udało mi się przedostać do jej sypialni. Straciłam jakieś piętnaście minut. Świetnie! Przecież jest tutaj okno! Możliwe, że gdybym częściej tu przychodziła, gdy należałam jeszcze do Tytanów, oszczędziłabym minimum 10 minut. Jednak nie miałam zbyt dużo czasu. Ravi mogła się tu znaleźć w każdej chwili, ale mam nadzieję, że wytrzyma chociaż do połowy imprezy. Dopadłam pierwszej lepsze szafki. Na początku starałam się szukać jak najciszej, ale gdy zobaczyłam, że minęło mi na tym 25 minut, zaczęłam wywalać wszystko "jak leci". Nagle usłyszałam kroki na korytarzu. stawały się coraz głośniejsze, co oznaczało, że ktoś ewidentnie chciał wejść do tego pomieszczenia. Nie miałam czasu na bawienie się w "przeciskanie szybami wentylacyjnymi", więc wybiłam szybę w oknie i uciekłam.
*Raven*
Nie zrobiłam takiego efektownego wejścia jaki zamierzałam zrobić. Inaczej to sobie wyobrażałam. Myślałam, że Robin porzuci tą lafiryndę i zajmie się mną, a on tylko rzucił coś w stylu "ładnie wyglądasz" i poszedł z May tańczyć. Ja za to musiałam znosić towarzystwo Garfield'a, który prawdopodobnie uderzył się w ten jego łeb, w którym powinien być mózg. Obiecałam sobie, że przetrwam całą tę balangę, ale nie okazałam się być na tyle silna emocjonalnie. Zmierzałam do swojego pokoju, w którym mogłam liczyć na chociaż chwilę samotności. Widok, który ujrzałam po otworzeniu drzwi zwalił mnie z nóg. Ktoś najwyraźniej tu był i czegoś szukał nie pozostawiając po tym porządku. Pytanie tylko kto? Przecież wszyscy byli w salonie. Rzecz jasna wrobienie w to Mayday byłoby najkorzystniejsze, ale wszyscy mogliby potwierdzić, że tańczyła z nami. Właściwie to z Richardem, który praktycznie nie odstępował jej. Musiał to być więc ktoś z zewnątrz. Dopiero teraz ujrzałam wybitą szybę. Najwyraźniej drogę ucieczki. Pobiegłam do pozostały domowników, by im wszystko opowiedzieć. Ciekawe jak zareagują?
Rozdział 8.
*Cyborg*
Godzina rozpoczęcia imprezy zbliżała się wielkimi krokami. Stałem w kuchni przy garach i rozmyślałem nad mym nędznym żywotem. Jestem świetnym super-bohaterem, który codziennie musi ratować miasto przed niebezpieczeństwem, a w dodatku umiem SAM naprawić auto. Co tam naprawić?! Potrafię ZBUDOWAĆ!! A gdzie wysyła mnie pan "lider" ? DO KUCHNI?! Nie no ja rozumiem, że jestem świetnym kucharzem, że aż Gordon Ramsay powinien się mnie obawiać, ale żebym musiał siedzieć nad garami jak jakaś baba?
-CYBORG?!!!!!!!!!!
-Zamknij tą swoją jadaczkę?! CO SIĘ U LICHA STAŁO?!
- Mam ogromny problem! Musisz zabrać mnie do lekarza, ale weterynarza!
- Garfield (BB) co się stało? Boże stary jak ja cie przepraszam! Mój kumpel pewnie na coś zachorował, a ja drę się na niego jak baba w ciąży. Mów co się stało!
- Chodzi oto ,że choruje na coś od dawna... Stary nie wiem czy dożyję twoich urodzin.
-Co?! Miałeś mi kupić nową grę! Dobra, ale mów szybciej o co chodzi, bo szarlotka mi się przypali!
- Choruje na...- tu Gar zrobił "dramatyczną" pauzę- PÓŁ-ŚLEPOTĘ!!
- Co? Nie ma takiej choroby!
-Jest!
-Ja ci mówie , że nie ma!
Byliśmy tak zajęci sprzeczkami, że nie zauważyliśmy dumnego wkroczenia Robina ubranego w ciemne dżinsy i białą koszulkę z dwoma odpiętymi guziczkami (przy szyji) i May w czerwonej, koronkowej sukience do połowy uda.
-Co się dzieje?! - huknął Richard
- Robin! Daj mi szybko wypłatę! Choruje na pół- ślepote!
-Co? Po pierwsze nie ma takiej choroby, a po drugie my jako bohaterowie nie dostajemy wypłaty.
- Na czym polega to polega? - zapytała swoim słodziutkim głosikiem Mayday.
-Jak zamykam oczy to nic nie widzie!!!- wydarł się Garfield.
-Debil! To nie choroba ! A teraz pora na imprezkę! Wybiła dwudziesta!
- Mogę się przyłączyć? - usłyszeliśmy głos... Raven?!
Godzina rozpoczęcia imprezy zbliżała się wielkimi krokami. Stałem w kuchni przy garach i rozmyślałem nad mym nędznym żywotem. Jestem świetnym super-bohaterem, który codziennie musi ratować miasto przed niebezpieczeństwem, a w dodatku umiem SAM naprawić auto. Co tam naprawić?! Potrafię ZBUDOWAĆ!! A gdzie wysyła mnie pan "lider" ? DO KUCHNI?! Nie no ja rozumiem, że jestem świetnym kucharzem, że aż Gordon Ramsay powinien się mnie obawiać, ale żebym musiał siedzieć nad garami jak jakaś baba?
-CYBORG?!!!!!!!!!!
-Zamknij tą swoją jadaczkę?! CO SIĘ U LICHA STAŁO?!
- Mam ogromny problem! Musisz zabrać mnie do lekarza, ale weterynarza!
- Garfield (BB) co się stało? Boże stary jak ja cie przepraszam! Mój kumpel pewnie na coś zachorował, a ja drę się na niego jak baba w ciąży. Mów co się stało!
- Chodzi oto ,że choruje na coś od dawna... Stary nie wiem czy dożyję twoich urodzin.
-Co?! Miałeś mi kupić nową grę! Dobra, ale mów szybciej o co chodzi, bo szarlotka mi się przypali!
- Choruje na...- tu Gar zrobił "dramatyczną" pauzę- PÓŁ-ŚLEPOTĘ!!
- Co? Nie ma takiej choroby!
-Jest!
-Ja ci mówie , że nie ma!
Byliśmy tak zajęci sprzeczkami, że nie zauważyliśmy dumnego wkroczenia Robina ubranego w ciemne dżinsy i białą koszulkę z dwoma odpiętymi guziczkami (przy szyji) i May w czerwonej, koronkowej sukience do połowy uda.
-Co się dzieje?! - huknął Richard
- Robin! Daj mi szybko wypłatę! Choruje na pół- ślepote!
-Co? Po pierwsze nie ma takiej choroby, a po drugie my jako bohaterowie nie dostajemy wypłaty.
- Na czym polega to polega? - zapytała swoim słodziutkim głosikiem Mayday.
-Jak zamykam oczy to nic nie widzie!!!- wydarł się Garfield.
-Debil! To nie choroba ! A teraz pora na imprezkę! Wybiła dwudziesta!
- Mogę się przyłączyć? - usłyszeliśmy głos... Raven?!
niedziela, 30 sierpnia 2015
Rozdział 7.
*Raven*
Siedziałam na swym łóżku otoczona granatowo-czarnymi ścianami. Pokój był oblegany przez mgłę, mgłę tak gęstą, że cudem byłoby zobaczyć drugi kraniec niewielkiego pokoju.
Próbowałam medytować. Nie przyniosło to skutków. Myślami wróciłam do wczorajszego dnia:
Robin podszedł do naszej "bohaterki". Tyle, że z pozoru ta nasza wybawicielka nie spełniła do końca swej roli. Przecież nie pokonaliśmy Starfire. Jednak wciąż męczyło mnie jedno pytanie: co chciała ukraść? Muzeum, które zaatakowała nie przechowywało jakiś szczególnie drogocennych eksponatów, które mogły by jej się na coś przydać, a tym bardziej zwiększyć jej moc. Może postanowiła sprzedać niektóre z nich, ale przecież równie dobrze mogłaby okraść bank. Po głowie chodziło mi mnóstwo zdań ze znakami zapytania na końcu. Spojrzałam na resztę drużyny oblegającą "nową". Wiedziałam, że lider ( a może mój chłopak?) w tym momencie proponował Spider-girl dołączenie do drużyny. Zgodziła się i ściągnęła maskę. Ku mojemu i chłopaków zdziwieniu okazała się tam twarz Mayday. Robin, Cyborg i Bestia byli nieźle zaskoczeni, ale ostatecznie nie zmienili planów co do niej.
Tak skrótowo wyglądała wersja wczorajszego dnia. Rozwikłanie zagadki dotyczącej wczorajszego ataku Star została mi przydzielona. No cóż nic dziwnego skoro są zajęci zabawianiem May. Dlaczego to ja nie mogę być tą najładniejszą? Najpierw była Kori, teraz Spider-girl. Moje życie jest do bani. Chwila! Czyja właśnie użyłam tego gówniarskiego słowa? obiecałam sobie, że nigdy do tego nie dojdzie, ale myślę, że dla Robina jestem w stanie się zmienić nie tylko psychicznie, ale też fizycznie. Zacznę od zmiany wyglądu. Pora z brzydkiego kaczątka zamienić się w piękną królewnę. Akurat będzie świetna okazji, gdyż dziś wieczorem ma być zorganizowane przyjęcie na cześć nowego członka drużyny. Przejrzałam się w dużym lustrze stojącym przy zasłoniętym oknie. Oto co tam zobaczyłam: niska dziewczyna z porami pod oczami, nieciekawej sylwetce, krzywymi nogami, brzydkimi włosami. No cóż czeka mnie dużo pracy. Na początku zrobiłam sobie maseczkę ( ze szczyptą magii by poru szybciej zniknęły) i nałożyłam na twarz. Ku mojemu zadowoleniu moja skóra była nieskazitelnie czysta. Następnie wzięłam długi, odświeżający prysznic (przy okazji umyłam włosy), poszłam do solarium, makijażystki,fryzjerki, oraz na zakupy. Postanowiłam kupić śliczną biało-granatową sukienkę , dopasowane buty. Kiedy znowu spojrzałam w lustro ujrzałam zupełnie inną, śliczną dziewczynę o śliczne rozpuszczonych, granatowych włosach i mocnym makijażu. Byłam pewna, że Robin padnie z wrażenia.
*Starfire*
Dowiedziałam się, że Młodzi Tytani mają nową członkinię. Niestety nie zdradzili jej tożsamości, ale dzięki temu będę miała tylko troszkę zabawy w detektywa. Dowiedziałam się, że dzisiaj organizują imprezę, więc nikt raczej nie powinien siedzieć w pokoju. Nawet Raven, która pewnie będzie pilnować, by lider i nowa zbyt dobrze się nie bawili.
***************************************************************************
Jesteście źli? Przepraszam to jedyne słowo, które mogę powiedzieć. Obiecuję ,że posty będą częściej :)
Siedziałam na swym łóżku otoczona granatowo-czarnymi ścianami. Pokój był oblegany przez mgłę, mgłę tak gęstą, że cudem byłoby zobaczyć drugi kraniec niewielkiego pokoju.
Próbowałam medytować. Nie przyniosło to skutków. Myślami wróciłam do wczorajszego dnia:
Robin podszedł do naszej "bohaterki". Tyle, że z pozoru ta nasza wybawicielka nie spełniła do końca swej roli. Przecież nie pokonaliśmy Starfire. Jednak wciąż męczyło mnie jedno pytanie: co chciała ukraść? Muzeum, które zaatakowała nie przechowywało jakiś szczególnie drogocennych eksponatów, które mogły by jej się na coś przydać, a tym bardziej zwiększyć jej moc. Może postanowiła sprzedać niektóre z nich, ale przecież równie dobrze mogłaby okraść bank. Po głowie chodziło mi mnóstwo zdań ze znakami zapytania na końcu. Spojrzałam na resztę drużyny oblegającą "nową". Wiedziałam, że lider ( a może mój chłopak?) w tym momencie proponował Spider-girl dołączenie do drużyny. Zgodziła się i ściągnęła maskę. Ku mojemu i chłopaków zdziwieniu okazała się tam twarz Mayday. Robin, Cyborg i Bestia byli nieźle zaskoczeni, ale ostatecznie nie zmienili planów co do niej.
Tak skrótowo wyglądała wersja wczorajszego dnia. Rozwikłanie zagadki dotyczącej wczorajszego ataku Star została mi przydzielona. No cóż nic dziwnego skoro są zajęci zabawianiem May. Dlaczego to ja nie mogę być tą najładniejszą? Najpierw była Kori, teraz Spider-girl. Moje życie jest do bani. Chwila! Czyja właśnie użyłam tego gówniarskiego słowa? obiecałam sobie, że nigdy do tego nie dojdzie, ale myślę, że dla Robina jestem w stanie się zmienić nie tylko psychicznie, ale też fizycznie. Zacznę od zmiany wyglądu. Pora z brzydkiego kaczątka zamienić się w piękną królewnę. Akurat będzie świetna okazji, gdyż dziś wieczorem ma być zorganizowane przyjęcie na cześć nowego członka drużyny. Przejrzałam się w dużym lustrze stojącym przy zasłoniętym oknie. Oto co tam zobaczyłam: niska dziewczyna z porami pod oczami, nieciekawej sylwetce, krzywymi nogami, brzydkimi włosami. No cóż czeka mnie dużo pracy. Na początku zrobiłam sobie maseczkę ( ze szczyptą magii by poru szybciej zniknęły) i nałożyłam na twarz. Ku mojemu zadowoleniu moja skóra była nieskazitelnie czysta. Następnie wzięłam długi, odświeżający prysznic (przy okazji umyłam włosy), poszłam do solarium, makijażystki,fryzjerki, oraz na zakupy. Postanowiłam kupić śliczną biało-granatową sukienkę , dopasowane buty. Kiedy znowu spojrzałam w lustro ujrzałam zupełnie inną, śliczną dziewczynę o śliczne rozpuszczonych, granatowych włosach i mocnym makijażu. Byłam pewna, że Robin padnie z wrażenia.
*Starfire*
Dowiedziałam się, że Młodzi Tytani mają nową członkinię. Niestety nie zdradzili jej tożsamości, ale dzięki temu będę miała tylko troszkę zabawy w detektywa. Dowiedziałam się, że dzisiaj organizują imprezę, więc nikt raczej nie powinien siedzieć w pokoju. Nawet Raven, która pewnie będzie pilnować, by lider i nowa zbyt dobrze się nie bawili.
***************************************************************************
Jesteście źli? Przepraszam to jedyne słowo, które mogę powiedzieć. Obiecuję ,że posty będą częściej :)
niedziela, 9 sierpnia 2015
Rozdział 6.
Dobra muza :>
**********************************************************
*Kori*
Haha! Ja nie mogę! Co za matoły! Boją ,że nie dadzą rady mnie pokonać, więc wezwali jakąś laskę w stroju Spider-men'a. Chociaż trzeba przyznać, że kostium opina się tam gdzie trzeba.....
Nagle poczułam mocne uderzenie. Zdałam sobie sprawę ,że to ta anorektyczka rzuciła we mnie jakimś samochodem stojącym na parkingu przed muzeum. No tak to było do przewidzenia. Szybko oddałam atak. Cyborg zaczął strzelać we mnie jakimiś gnatami. No cóż jeśli chcą mnie pokonać muszą się bardziej postarać. Zjawiskowo uniknęłam pocisków.... okey trochę przegięłam. Ta Spider-girl złapała mnie w swoją pajęczynę przez co jeden z nich trafił we mnie. Dla zwykłego człowieka był by to śmiertelny cios, ale dla był to jedynie niewielki. powodem bólu, który pojawił w jednej z moich górnych kończyn. Zielonek zamienił się w dosyć dużego węża. Z tego co pamiętam z budy (ta..szkoła jednak na coś się przydaje) był to jeden z śmiertelnie jadowitych węży. Kobra królewska. Jestem zmuszona przyznać ,że to jeden z ładniejszych okazów płazów, chociaż nie jestem fanką tych oślizgłych organizmów żyjących na Ziemi. Wzięłam auto, którym wcześniej rzuciła we mnie Mroczna (haha mam już nawet ksywki Cyborg=Blaszak, Raven=Mroczna, Bestia=Zielonek, a Robin niech będzie Zdrajcą) i uderzyłam nim zieloną Kobrę, przyciskając tym samym Zdrajce i Dziewczynę-pająka do podłoża. Uznałam, że nie ma sensu dalej ciągnąć tej walki, zważywszy na to, że oni mają przewagę liczebną. Cóż nawet "godny złoczyńca" jak to mówi mistrz, musi czasem zrezygnować. Dobra, powód jest całkowicie inny. Ból w mojej lewej ręce stawał się coraz mocniejszy, więc (powiedzmy) uciekłam stamtąd całkowicie zapominając o cennym klejnocie, który miałam zwinąć.
*Robin*
No nie wierzę! Ta podła suka znów nas pokonała! Wiecie co jest w tym najśmieszniejsze? Nic! Całkowicie nic! Cholera, nie dość tego trzeba jeszcze podziękować tej babce w dziwnym kostiumie (chociaż muszę przyznać ,że cycki i tyłek ma tam gdzie trzeba. No co, jestem tylko facetem! Co prawda przystojnym, inteligentnym, seksownym, umięśnionym... ). Jednak zdaje się ,że Raven wie o czym myślałem. (No cholera czy tutaj już nie można mieć prywatności?) Skąd to wiem? Momentalnie posmutniała i wysłała mi telepatyczną widomość pt."Ona nie będzie taka lojalna jak ja w stosunku do ciebie". Okey pomińmy jej temat, bo zaczyna już działać mi na nerwy. Ej nie słyszeliście tego, prawda? Poza tym Beast-Boy'owi chyba wpadła w oko, bo ślini się jak pies, który nie jadł od tygodnia i właśnie zauważył jego ulubioną kiełbasę ( w przypadku Bestii kotlety sojowe). No cóż właściwie to mu się nie dziwie. Gdyby nie mój zły nastrój i Ravi, która stoi tuż obok, chętnie bym się za nią wziął.
******************************************************************************
Przeeeepraszam, że tak długo nie pisałam. Postaram się jeszcze w przyszłym tygodniu coś napisać... Czyli od poniedziałku xD.
**********************************************************
*Kori*
Haha! Ja nie mogę! Co za matoły! Boją ,że nie dadzą rady mnie pokonać, więc wezwali jakąś laskę w stroju Spider-men'a. Chociaż trzeba przyznać, że kostium opina się tam gdzie trzeba.....
Nagle poczułam mocne uderzenie. Zdałam sobie sprawę ,że to ta anorektyczka rzuciła we mnie jakimś samochodem stojącym na parkingu przed muzeum. No tak to było do przewidzenia. Szybko oddałam atak. Cyborg zaczął strzelać we mnie jakimiś gnatami. No cóż jeśli chcą mnie pokonać muszą się bardziej postarać. Zjawiskowo uniknęłam pocisków.... okey trochę przegięłam. Ta Spider-girl złapała mnie w swoją pajęczynę przez co jeden z nich trafił we mnie. Dla zwykłego człowieka był by to śmiertelny cios, ale dla był to jedynie niewielki. powodem bólu, który pojawił w jednej z moich górnych kończyn. Zielonek zamienił się w dosyć dużego węża. Z tego co pamiętam z budy (ta..szkoła jednak na coś się przydaje) był to jeden z śmiertelnie jadowitych węży. Kobra królewska. Jestem zmuszona przyznać ,że to jeden z ładniejszych okazów płazów, chociaż nie jestem fanką tych oślizgłych organizmów żyjących na Ziemi. Wzięłam auto, którym wcześniej rzuciła we mnie Mroczna (haha mam już nawet ksywki Cyborg=Blaszak, Raven=Mroczna, Bestia=Zielonek, a Robin niech będzie Zdrajcą) i uderzyłam nim zieloną Kobrę, przyciskając tym samym Zdrajce i Dziewczynę-pająka do podłoża. Uznałam, że nie ma sensu dalej ciągnąć tej walki, zważywszy na to, że oni mają przewagę liczebną. Cóż nawet "godny złoczyńca" jak to mówi mistrz, musi czasem zrezygnować. Dobra, powód jest całkowicie inny. Ból w mojej lewej ręce stawał się coraz mocniejszy, więc (powiedzmy) uciekłam stamtąd całkowicie zapominając o cennym klejnocie, który miałam zwinąć.
*Robin*
No nie wierzę! Ta podła suka znów nas pokonała! Wiecie co jest w tym najśmieszniejsze? Nic! Całkowicie nic! Cholera, nie dość tego trzeba jeszcze podziękować tej babce w dziwnym kostiumie (chociaż muszę przyznać ,że cycki i tyłek ma tam gdzie trzeba. No co, jestem tylko facetem! Co prawda przystojnym, inteligentnym, seksownym, umięśnionym... ). Jednak zdaje się ,że Raven wie o czym myślałem. (No cholera czy tutaj już nie można mieć prywatności?) Skąd to wiem? Momentalnie posmutniała i wysłała mi telepatyczną widomość pt."Ona nie będzie taka lojalna jak ja w stosunku do ciebie". Okey pomińmy jej temat, bo zaczyna już działać mi na nerwy. Ej nie słyszeliście tego, prawda? Poza tym Beast-Boy'owi chyba wpadła w oko, bo ślini się jak pies, który nie jadł od tygodnia i właśnie zauważył jego ulubioną kiełbasę ( w przypadku Bestii kotlety sojowe). No cóż właściwie to mu się nie dziwie. Gdyby nie mój zły nastrój i Ravi, która stoi tuż obok, chętnie bym się za nią wziął.
******************************************************************************
Przeeeepraszam, że tak długo nie pisałam. Postaram się jeszcze w przyszłym tygodniu coś napisać... Czyli od poniedziałku xD.
sobota, 25 lipca 2015
Ogłoszenie :(
Cześć... Zdałam sobie sprawę, że jest egoistką. Dlaczego tak myślę? Bardzo rzadko dodaje posty. Tak to jedyny powód. Jednak postu nie będzie jeszcze przez tydzień a potem... Zobaczymy. Zanim zaczniecie myśleć o mnie najgorsze rzeczy, to muszę powiedzieć, że te wakacje, są dla mnie bardzo trudne :(.
Do napisania! Pamiętajcie też, że Was bardzo, ale to bardzo kocham :). Kto wie? Może opowiadania pojawi się szybciej?
Do napisania! Pamiętajcie też, że Was bardzo, ale to bardzo kocham :). Kto wie? Może opowiadania pojawi się szybciej?
czwartek, 9 lipca 2015
Rozdział 5.
MUZYCZKA :)
******************************************************************************
Całą rozmowę o planie trzech dziewczyn podsłuchała jedna, z pozoru niewiele znacząca May Parker. Mayday, córka milionera Petera Parkera, który pod osłoną nocy (oraz w wolny czas) działał jako superbohater mający pseudonimem Spider-Man. Dziewczyna także działała na rzecz mieszkańców, tyle ,że była "początkującą" superbohaterką kryjącą się pod maską Spider-Girl. Miała ona wielki uraz do Kori, gdyż ta wiele razy się z niej naśmiewała. Rzecz jasna postanowiła wykorzystać swoją wiedzę na temat planu. Tyle ,że jeszcze nie wiedziała jak.
*po zakończeniu lekcji*
Koriand' r biegła ile sił w nogach by zdążyć na trening, który organizował jej Slayd. Dzisiejszy dzień odbił ślady na jej nastroju, z tego też powodu nie mogła latać. Chcąc nie chcąc moc rasy zamieszkującej Tamaran zależała od humoru Tamaranina. Nie dało się ukryć, iż księżniczka Zachodniego Królestwa, była wyjątkowo nie w sosie. Najchętniej znowu rozpłakała by się jak małe dziecko, którym psychicznie była. Oczywiście, znając swoje szczęście, musiała się jeszcze potknąć, w wyniku czego wylądowała w kałuży. Po pewnym czasie dotarła na salę treningową. Jak się spodziewała, od razu "naskoczył" na nią mistrz.
-Jak można być tak nie sumiennym!- łotr najwyraźniej nie mógł powiedzieć zwykłego "Spoko, rozumiem ,że mogłaś się spóźnić. Każdemu się może zdarzyć."
-Wybacz mistrzu, ale...-zaczęła tłumaczyć się Kori.
-Nie obchodzi mnie to! Ja przygarniam cię pod swój dach, uczę jak zostać godnym złoczyńcą, a ty nawet nie raczysz przyjść na czas!- no tak. Slayd nie toleruje braku sumienności. Oczywiście jeszcze trochę krzyczał na nią, ale po 40 minutach dał sobie spokój. Za karę, Star miała ukraść Błękitny Diament. Kryształ ten należał niegdyś do rodziny królewskiej, więc miał wielką wartość.
*Kori*
Na tym świecie jest tak dużo klejnotów, a ten debil musiał sobie wybrać akurat ten, który nie dość tego ,że jest tak dobrze zabezpieczony, to jeszcze niesamowicie brzydki! HEH coś w stylu Robina, na świecie jest tyle dziewczyn, a ten dureń musiał sobie wybrać jakąś potężną i brzydką Raven! Byłam już w sali, w której znajdował się ów Diament. Nic ciężkiego, zabezpieczenia rozwalę starbolotem, wezmę zdobycz i ucieknę! Slayd musi się bardziej postarać jeśli chce mnie ukarać. Rzuciłam jednym pociskiem w bezpieczniki. Bingo! Miałam już wziąść klejnot, ale do akcji wkroczyli Młodzi Tytani. Heh, myślałam, że będą świętować. W końcu nie na co dzień łamie się psychicznie swojego wroga, a do tego okazuje się, że ich lider znalazł sobie nową dziunię. Robin rzucił swoje nudne "Tytani Wio" i zaczęła się walka. Moja złość dawała się we znaki. Byłam dumna z siebie, bo moje ataki były potężne, a ja sama omijałam pocisków bardzo widowiskowo. Nagle pojawiła się postać , której najmniej się spodziewałam...Jakaś dziewczyna w masce... Nagle przypomniały mi się wykłady mistrza o różnych superbohaterach (znaki szczególne, słabości itp.). Bez wątpienia była to Spider - Girl!
*******************************************************************/*
Przepraszam, że takie krótkie!! To jeszcze raz dziękuję, że ktoś czyta moje opowiadania :). a tutaj kilka obrazków:
******************************************************************************
Całą rozmowę o planie trzech dziewczyn podsłuchała jedna, z pozoru niewiele znacząca May Parker. Mayday, córka milionera Petera Parkera, który pod osłoną nocy (oraz w wolny czas) działał jako superbohater mający pseudonimem Spider-Man. Dziewczyna także działała na rzecz mieszkańców, tyle ,że była "początkującą" superbohaterką kryjącą się pod maską Spider-Girl. Miała ona wielki uraz do Kori, gdyż ta wiele razy się z niej naśmiewała. Rzecz jasna postanowiła wykorzystać swoją wiedzę na temat planu. Tyle ,że jeszcze nie wiedziała jak.
*po zakończeniu lekcji*
Koriand' r biegła ile sił w nogach by zdążyć na trening, który organizował jej Slayd. Dzisiejszy dzień odbił ślady na jej nastroju, z tego też powodu nie mogła latać. Chcąc nie chcąc moc rasy zamieszkującej Tamaran zależała od humoru Tamaranina. Nie dało się ukryć, iż księżniczka Zachodniego Królestwa, była wyjątkowo nie w sosie. Najchętniej znowu rozpłakała by się jak małe dziecko, którym psychicznie była. Oczywiście, znając swoje szczęście, musiała się jeszcze potknąć, w wyniku czego wylądowała w kałuży. Po pewnym czasie dotarła na salę treningową. Jak się spodziewała, od razu "naskoczył" na nią mistrz.
-Jak można być tak nie sumiennym!- łotr najwyraźniej nie mógł powiedzieć zwykłego "Spoko, rozumiem ,że mogłaś się spóźnić. Każdemu się może zdarzyć."
-Wybacz mistrzu, ale...-zaczęła tłumaczyć się Kori.
-Nie obchodzi mnie to! Ja przygarniam cię pod swój dach, uczę jak zostać godnym złoczyńcą, a ty nawet nie raczysz przyjść na czas!- no tak. Slayd nie toleruje braku sumienności. Oczywiście jeszcze trochę krzyczał na nią, ale po 40 minutach dał sobie spokój. Za karę, Star miała ukraść Błękitny Diament. Kryształ ten należał niegdyś do rodziny królewskiej, więc miał wielką wartość.
*Kori*
Na tym świecie jest tak dużo klejnotów, a ten debil musiał sobie wybrać akurat ten, który nie dość tego ,że jest tak dobrze zabezpieczony, to jeszcze niesamowicie brzydki! HEH coś w stylu Robina, na świecie jest tyle dziewczyn, a ten dureń musiał sobie wybrać jakąś potężną i brzydką Raven! Byłam już w sali, w której znajdował się ów Diament. Nic ciężkiego, zabezpieczenia rozwalę starbolotem, wezmę zdobycz i ucieknę! Slayd musi się bardziej postarać jeśli chce mnie ukarać. Rzuciłam jednym pociskiem w bezpieczniki. Bingo! Miałam już wziąść klejnot, ale do akcji wkroczyli Młodzi Tytani. Heh, myślałam, że będą świętować. W końcu nie na co dzień łamie się psychicznie swojego wroga, a do tego okazuje się, że ich lider znalazł sobie nową dziunię. Robin rzucił swoje nudne "Tytani Wio" i zaczęła się walka. Moja złość dawała się we znaki. Byłam dumna z siebie, bo moje ataki były potężne, a ja sama omijałam pocisków bardzo widowiskowo. Nagle pojawiła się postać , której najmniej się spodziewałam...Jakaś dziewczyna w masce... Nagle przypomniały mi się wykłady mistrza o różnych superbohaterach (znaki szczególne, słabości itp.). Bez wątpienia była to Spider - Girl!
*******************************************************************/*
Przepraszam, że takie krótkie!! To jeszcze raz dziękuję, że ktoś czyta moje opowiadania :). a tutaj kilka obrazków:
niedziela, 21 czerwca 2015
Rozdział 4. Zemsta- słowo tak znane każdemu człowiekowi
Witam otóż tak jestem z nowym rozdziałem. Nie przynudzam tylko zapraszam do czytania
**********************************************************************************
*Narrator*
Za rudowłosą pobiegły jej najlepsze koleżanki. Znaczy dziewczyny z jej paczki, bo co to za przyjaciółki, które trzymają się z tobą tylko z powodu popularności w szkole? Kori była już w łazience. Przez zaledwie kilka minut zdążyła zdemolować znaczną część pomieszczenia. Księżniczka Zachodniego Królestwa Planety Tamaran (Tamaran jest podzielony na 4 części wschodnią, zachodnią, północną i południową w moich opowiadaniach- od aut.) miała ogromne pokłady mocy, które wydobywały się z jej ciała ciała przy silniejszych uczuciach. Cóż zdrada ukochanego z jej niegdyś najlepszą przyjaciółką była ciosem prosto w serce.
-Nie przejmuj się tym idiotą. Zasługujesz na kogoś lepszego...- zaczęła pocieszać ją dziewczyna o imieniu Elisa.
-Nie waż się tak o nim mówić!!!- wykrzyczała Star. Tak naprawdę nikt nie wie o czym ta nadzwyczaj silna istota myślała broniąc przywódcy grupy superbohaterów. Nawet ja. Zapewne znaczna część dziewczyn stojących na miejscu naszej-kiedyś- bohaterki ratującej miasto Jump City, zaczęła by obgadywać na każdym kroku chłopaka. Każda tylko nie ta właśnie kosmitka. Każdy kto znał ją dużej niż jeden dzień, mógł stwierdzić, iż była wyjątkową istotą. Prawda jest taka, że każdy człowiek jest inny niż pozostali. Pewnie niektózi czytający właśnie TEN post myślą sobie jak bardzo dziwna, nie wyjątkowa, lecz dziwna musi być autorka. Niektózi pewnie zauważyli to już wcześniej. Tak, jestem dziwna, ale to zdanie należy do Was. Oczywiście ja wam nie zabraniam tak o mnie myśleć. Każdy ma prawo do własnego zdania, ale uważam ,że ta "inność" drzemie w każdym żywym człowieku. Wracając do opowiadania.
-Ale jak to?! Przecież on cię zdradził, upokorzył a ty go jeszcze bronisz?!- wybuchła Charlie. Ta dziewczyna nigdy nie potrafiła trzymać języka za zębami. Nawet jeśli chodziło o potężnego złoczyńcę, w tym przypadku rodzaju żeńskiego, o potężnych mocach.
-Tak, właśnie na tym polega miłość.-odważyła się powiedzieć Kori. Po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Jedna po drugiej. Szybko je otarła, jakby obawiając się ,że ktoś mógłby je zobaczyć. Uznać ją za słabą. Nie fizycznie lecz psyhicznie. Tego by napewno nie chciała. Nikt już nic nie mówił. Kosmitka wpatrywała się w lustro tak długo, aż jej twarz nie wróciła do normalnego stanu. Miałan już wychodzić, gdy usłyszała śmiechy swoichprzyjaciół wrogów. Miała nadzwyczej dobry słuch.
*Bestia*
-Dobrze się czujesz idioto?!!- zaczął drzeć morde Cyborg. Jeszcze nad moim uchem! Mi to tam nie było jakoś specjalnie szkoda tej podstępne żmji. Bardziej martwiło mnie zachowanie kumpli. Cóż, zmienili się. Nigdy nie podejrzewałbym, że między nimi mogło by coś być. Chwilę po jakże głośnym "pytaniu" blaszaka, który teraz bardziej przypominał nienormalnego człowieka (hahaha ma się ten dowcip no nie??Bestiuś znowu wymiata! Panienki strzeżcie się!) wszyscy wybuchnęli gromkim śmiechem. Zauważyłem burzę rudych loków, które bez wątpnienia należały do uczennicy Sleyd'a. Postanowiłem jeszcze bardziej jej dopiec, więc zawołałem:
-Jaka z was śliczna para! Pocałujcie się jeszcze raz!- oczywiście wykonali moją prośbę. Zauważyłem jak rudowłosa znowu wbiega do łazienki. Hehe bój się dziewczyno, bo nadchodzi twój najgorszy koszmar! Bestia we własnej osobie!
*Star*
Byłam już w łazience. Moje oczy przepełniała teraz chęć zemsty. Na wszystkich co mnie tak skrzywdzili. Na Młodych Tytanach. Duma rozpierała mnie od środka. Nie rozpłakałam się!
-Laski czas pokazać liderowi MT oraz tej emo-girl kto tu rządzi!
***********************************************************************
**********************************************************************************
*Narrator*
Za rudowłosą pobiegły jej najlepsze koleżanki. Znaczy dziewczyny z jej paczki, bo co to za przyjaciółki, które trzymają się z tobą tylko z powodu popularności w szkole? Kori była już w łazience. Przez zaledwie kilka minut zdążyła zdemolować znaczną część pomieszczenia. Księżniczka Zachodniego Królestwa Planety Tamaran (Tamaran jest podzielony na 4 części wschodnią, zachodnią, północną i południową w moich opowiadaniach- od aut.) miała ogromne pokłady mocy, które wydobywały się z jej ciała ciała przy silniejszych uczuciach. Cóż zdrada ukochanego z jej niegdyś najlepszą przyjaciółką była ciosem prosto w serce.
-Nie przejmuj się tym idiotą. Zasługujesz na kogoś lepszego...- zaczęła pocieszać ją dziewczyna o imieniu Elisa.
-Nie waż się tak o nim mówić!!!- wykrzyczała Star. Tak naprawdę nikt nie wie o czym ta nadzwyczaj silna istota myślała broniąc przywódcy grupy superbohaterów. Nawet ja. Zapewne znaczna część dziewczyn stojących na miejscu naszej-kiedyś- bohaterki ratującej miasto Jump City, zaczęła by obgadywać na każdym kroku chłopaka. Każda tylko nie ta właśnie kosmitka. Każdy kto znał ją dużej niż jeden dzień, mógł stwierdzić, iż była wyjątkową istotą. Prawda jest taka, że każdy człowiek jest inny niż pozostali. Pewnie niektózi czytający właśnie TEN post myślą sobie jak bardzo dziwna, nie wyjątkowa, lecz dziwna musi być autorka. Niektózi pewnie zauważyli to już wcześniej. Tak, jestem dziwna, ale to zdanie należy do Was. Oczywiście ja wam nie zabraniam tak o mnie myśleć. Każdy ma prawo do własnego zdania, ale uważam ,że ta "inność" drzemie w każdym żywym człowieku. Wracając do opowiadania.
-Ale jak to?! Przecież on cię zdradził, upokorzył a ty go jeszcze bronisz?!- wybuchła Charlie. Ta dziewczyna nigdy nie potrafiła trzymać języka za zębami. Nawet jeśli chodziło o potężnego złoczyńcę, w tym przypadku rodzaju żeńskiego, o potężnych mocach.
-Tak, właśnie na tym polega miłość.-odważyła się powiedzieć Kori. Po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Jedna po drugiej. Szybko je otarła, jakby obawiając się ,że ktoś mógłby je zobaczyć. Uznać ją za słabą. Nie fizycznie lecz psyhicznie. Tego by napewno nie chciała. Nikt już nic nie mówił. Kosmitka wpatrywała się w lustro tak długo, aż jej twarz nie wróciła do normalnego stanu. Miałan już wychodzić, gdy usłyszała śmiechy swoich
*Bestia*
-Dobrze się czujesz idioto?!!- zaczął drzeć morde Cyborg. Jeszcze nad moim uchem! Mi to tam nie było jakoś specjalnie szkoda tej podstępne żmji. Bardziej martwiło mnie zachowanie kumpli. Cóż, zmienili się. Nigdy nie podejrzewałbym, że między nimi mogło by coś być. Chwilę po jakże głośnym "pytaniu" blaszaka, który teraz bardziej przypominał nienormalnego człowieka (hahaha ma się ten dowcip no nie??Bestiuś znowu wymiata! Panienki strzeżcie się!) wszyscy wybuchnęli gromkim śmiechem. Zauważyłem burzę rudych loków, które bez wątpnienia należały do uczennicy Sleyd'a. Postanowiłem jeszcze bardziej jej dopiec, więc zawołałem:
-Jaka z was śliczna para! Pocałujcie się jeszcze raz!- oczywiście wykonali moją prośbę. Zauważyłem jak rudowłosa znowu wbiega do łazienki. Hehe bój się dziewczyno, bo nadchodzi twój najgorszy koszmar! Bestia we własnej osobie!
*Star*
Byłam już w łazience. Moje oczy przepełniała teraz chęć zemsty. Na wszystkich co mnie tak skrzywdzili. Na Młodych Tytanach. Duma rozpierała mnie od środka. Nie rozpłakałam się!
-Laski czas pokazać liderowi MT oraz tej emo-girl kto tu rządzi!
***********************************************************************
sobota, 13 czerwca 2015
Rozdział 3.
**Starfire**
Czarnowłosy chłopak podszedł do mrocznej dziewczyny. Jakby nigdy nic na moich oczach pocałował ją. Prosto w usta. Po mojej głowie zaczęły błądzić tysiące, a może nawet i miliony myśli. Nie mogłam uwierzyć ,że kiedyś z taką samą czułością całował mnie. Jak moja niegdyś najlepsza przyjaciółka mogła mi to zrobić?? Wiedziałam ,że Robin prędzej czy później znajdzie sobie jakąś dziunie, bo faceci już tacy są, ale Raven? Przecież ona... wygląda jak jakaś cholerna anorektyczka! Jest brzydka jak, jak... Nie, nie możliwe! Przez tą dwójkę zabrakło mi słów. Ta sytuacja nie miała prawa się wydarzyć. Przecież ta Starfire, którą
"Czasem życie pisze nam przeróżne scenariusze, ale to nie oznacza, że mamy grać postać, którą nam wyznaczono"
Przestali się całować, przestali mnie ranić...to znaczy przestali udawać "zakochaną parę". Lider MT posłał mi spojrzenie, którego tak bardzo nienawidzę. Wzrok pt. "Teraz ja tu rządzę, ty nie masz prawa mi się sprzeciwiać. Jesteś zwykłą szmatą". Spojrzałam na resztę przyjaciół. Byli skupieni na mojej reakcji. Co miałam zrobić? Wybiec z płaczem? Nie,
******************************************************************************
I jak? Lepiej było? Jestem bardzo wdzięczna Scary Girl, że czyta (i pozostawia ślad) moje niewiele warte bazgrałki. Kochana mów kiedy u Ciebie następne notki!
niedziela, 24 maja 2015
Rozdział 2.
Witam! Nareszcie się w sobie zebrałam i oto napisałam post!
**************************************************************************
*Raven*
Oto stała przed nami dziewczyna, która przyczyniła się do znacznego osłabienia drużyny. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Jej serce było z kamienia. Nie sądziłam, że będziemy chodzić razem do jednej szkoły. Dobrze, przyznaje wiedzieliśmy. Liczyliśmy, że po zapisaniu się do uczelni odzyskamy naszą przyjaciółkę i wspólnie pokonamy Slead'a. Oto cały nasz "genialny" plan. Z czasem dałam się przekonać ,że naprawdę jest coś warty, ale stojąc przed Kori traciłam wiarę w powodzenie pomysłu. Zwróciłam wzrok na przyjaciół. Garfield sprawiał wrażenie jakby się trochę lękał rudowłosej, ale wiedziałam ,że to silny chłopak. Richard patrzył na dziewczynę jak na najgorszego złoczyńce. No cóż miał odrobinkę racji, bo Star była bardzo niebezpiecznym wrogiem. Victor zdawał się być nawet szczęśliwy spotkaniem. Zauważyłam idącego chłopaka w naszą stronę. Miał męskie rysy twarzy, które podkreślały jego piękne czarne oczy i wysportowaną sylwetkę. Ubrany był w jeansy, białą, luźną koszulkę z napisem "cool" oraz sportowe buty. Stanął przy Kori i namiętnie pocałował w usta. Oderwałam wzrok od tej parki, by móc zobaczyć reakcję lidera. Był to człowiek przystojny a zarazem opanowany potrafiący oddać własne życie za bezpieczeństwo przyjaciół. Taaa propos tego "opanowanego" mężczyzny to zauważyłam jak Gar i Vic (Cybrog) siłą powstrzymują go przed uderzeniem nowego chłopaka Gwiazdki. Gdy nasza gorąca para zdecydowała się na oderwanie od siebie nastała niezręczna cisza, którą musiałam przerwać:
-Może przedstawisz nam swojego nowego chłopaka?-zwróciłam się do rudej
-To nie jest mój chłopak!!!!-wydarła się na cały regulator, po czym chytrze spojrzała na czerwonego od gniewu lidera. Oj czuje ,że to nie może się skończyć dobrze!-Znaczy...to jest Tony, tak jak wspomniałaś mój nowy CHŁOPAK- poprawiła się akcentując ostatni wyraz. Ha! A nie mówiłam?! Chwila...czemu ten cały Tony jeszcze żyje? Każdy kto przystawiał się do Star nie kończył najlepiej. Spojrzałam na Robina, który jedynie zdawał się być lekko podenerwowany. Dopiero teraz się skapnęłam ,że on spoglądał na mnie....
***********************************************************************
Hej! Nie mam zbyt wiele czasu ,więc napisze tylko tyle: mam nadzieję ,że ten rozdział był lepszy od poprzedniego. Nie wyszedł dokładnie tak jak zamierzałam, ale lepsze to niż nic :)
**************************************************************************
*Raven*
Oto stała przed nami dziewczyna, która przyczyniła się do znacznego osłabienia drużyny. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Jej serce było z kamienia. Nie sądziłam, że będziemy chodzić razem do jednej szkoły. Dobrze, przyznaje wiedzieliśmy. Liczyliśmy, że po zapisaniu się do uczelni odzyskamy naszą przyjaciółkę i wspólnie pokonamy Slead'a. Oto cały nasz "genialny" plan. Z czasem dałam się przekonać ,że naprawdę jest coś warty, ale stojąc przed Kori traciłam wiarę w powodzenie pomysłu. Zwróciłam wzrok na przyjaciół. Garfield sprawiał wrażenie jakby się trochę lękał rudowłosej, ale wiedziałam ,że to silny chłopak. Richard patrzył na dziewczynę jak na najgorszego złoczyńce. No cóż miał odrobinkę racji, bo Star była bardzo niebezpiecznym wrogiem. Victor zdawał się być nawet szczęśliwy spotkaniem. Zauważyłam idącego chłopaka w naszą stronę. Miał męskie rysy twarzy, które podkreślały jego piękne czarne oczy i wysportowaną sylwetkę. Ubrany był w jeansy, białą, luźną koszulkę z napisem "cool" oraz sportowe buty. Stanął przy Kori i namiętnie pocałował w usta. Oderwałam wzrok od tej parki, by móc zobaczyć reakcję lidera. Był to człowiek przystojny a zarazem opanowany potrafiący oddać własne życie za bezpieczeństwo przyjaciół. Taaa propos tego "opanowanego" mężczyzny to zauważyłam jak Gar i Vic (Cybrog) siłą powstrzymują go przed uderzeniem nowego chłopaka Gwiazdki. Gdy nasza gorąca para zdecydowała się na oderwanie od siebie nastała niezręczna cisza, którą musiałam przerwać:
-Może przedstawisz nam swojego nowego chłopaka?-zwróciłam się do rudej
-To nie jest mój chłopak!!!!-wydarła się na cały regulator, po czym chytrze spojrzała na czerwonego od gniewu lidera. Oj czuje ,że to nie może się skończyć dobrze!-Znaczy...to jest Tony, tak jak wspomniałaś mój nowy CHŁOPAK- poprawiła się akcentując ostatni wyraz. Ha! A nie mówiłam?! Chwila...czemu ten cały Tony jeszcze żyje? Każdy kto przystawiał się do Star nie kończył najlepiej. Spojrzałam na Robina, który jedynie zdawał się być lekko podenerwowany. Dopiero teraz się skapnęłam ,że on spoglądał na mnie....
***********************************************************************
Hej! Nie mam zbyt wiele czasu ,więc napisze tylko tyle: mam nadzieję ,że ten rozdział był lepszy od poprzedniego. Nie wyszedł dokładnie tak jak zamierzałam, ale lepsze to niż nic :)
czwartek, 7 maja 2015
Rozdział 1.
Bardzo przepraszam za dość sporą lukę w czasie. Postaram się to nadrobić :D
***************************************************************************
Kolejny dzień. Kolejna noc. Kolejna bitwa. Kolejne zwycięstwo. Zmieniłam się po przejściu na złą stronę. Ludzie nazywają mnie "wcieleniem zła". Tak, mają rację. Na świecie nie ma gorszej ode mnie istoty. No może poza moim mistrzem, ale on i tak za niedługo zdechnie tak jak wszyscy ,których nie ciepię. Wiele ludzi mówiło ,że byłam "wilkiem w owczej skórze". Teraz mogą pożalić się kwiatkom w podziemiach. W niczym nie przypominam tamtej idiotki nie znającej ziemskiej kultury. Teraz jestem największym horrorem wszystkich ludzi.
Kolejny dzień w szkole, której jestem postrachem, a jednocześnie największą laską. Nauczyciele się mnie mocno lękają. Słyszę tykanie zegara. 3...2....1... DZWONEK!!!!! Zaraz , po wyjściu z sali dopada mnie moja grupka.
-Ej Kori słyszałaś ,że ktoś dochodzi do tej budy??- Charlie, jak zwykle nowymi news'ami.
-Trudno damy im popalić. Pożałują dnia, w którym zdecydowali się przejść na MÓJ teren.-Odpowiadam obojętnie, jakby to było najzwyklejszą rzeczą na świecie.
-No ale Kori... dyrek postanowił, że to ty masz ich oprowadzić.- Jak zwykle bojąca się mnie Elisa. Czemu jeszcze jeszcze jest w moim gangu? To pytanie zadaje sobie każdego dnia. Chwila..co ona powiedziała???
-CO?!!!! Jak ten przestarzały dureń śmiał mnie wyznaczyć?!!!!!!!!!!!!!!!!!!!- Nie powiedziałabym ,że jest przestarzałym durniem. Raczej nazwałabym go starym, grubym jak beka, debilem, co powinien mi buty wycierać. - O której przychodzą ci nowi?
-No w zasadzie to za 5 minut...dokładnie.- Tony. Nie nazwałabym go moim chłopakiem, ale nie jest mi obojętny. Postrach w szkole, niezłe ciacho, a do tego świetnie całuje. Ideolo.
Dobra stoję na korytarzu ,gdzie rzekomo mają być te niedorozwoje, co to wybrały mój teren. Dobra idzie jakaś dziewczyna i trzech chłopaków. Kurde jacy oni są podobni do... O KUR-WA. To oni.
Tytani. Moi ex-kumple. Robin jak zwykle ciacho, od którego nie mogę oderwać wzroku. Weź się ogarnij! Raven wygląda jak jakaś emo-psycholka xD BeastBoy hmm nie mam PRAWIE żadnych zastrzeżeń. Cybuś...czy on wie co to lusterko????? Stają jak wryci. Chyba mnie rozpoznali.
-Siema. To wy jesteście tymi nowymi?- pytam nad wyraz zwyczajnie, chociaż korci mnie, by im skopać tyłki. Jestem PRZEGENIALNA. Dam radę.
-Sta..Starfire?- Raven. Ehh ta moja przyjaciółeczka ma chyba problemy ze wzrokiem. Nie to co ja 50/10.
-Nie widać?
****************************************************************************
Podobało się? Wiem nudne, głupie i do tego żadnej akcji, ani romantyzmu lub chociaż czegoś śmiesznego. WSZYSTKO przyjmę na klatę.
Rada na przyszłość (dla mnie):
Zastanowie się ,co chcę przekazać w notce.
***************************************************************************
Kolejny dzień. Kolejna noc. Kolejna bitwa. Kolejne zwycięstwo. Zmieniłam się po przejściu na złą stronę. Ludzie nazywają mnie "wcieleniem zła". Tak, mają rację. Na świecie nie ma gorszej ode mnie istoty. No może poza moim mistrzem, ale on i tak za niedługo zdechnie tak jak wszyscy ,których nie ciepię. Wiele ludzi mówiło ,że byłam "wilkiem w owczej skórze". Teraz mogą pożalić się kwiatkom w podziemiach. W niczym nie przypominam tamtej idiotki nie znającej ziemskiej kultury. Teraz jestem największym horrorem wszystkich ludzi.
Kolejny dzień w szkole, której jestem postrachem, a jednocześnie największą laską. Nauczyciele się mnie mocno lękają. Słyszę tykanie zegara. 3...2....1... DZWONEK!!!!! Zaraz , po wyjściu z sali dopada mnie moja grupka.
-Ej Kori słyszałaś ,że ktoś dochodzi do tej budy??- Charlie, jak zwykle nowymi news'ami.
-Trudno damy im popalić. Pożałują dnia, w którym zdecydowali się przejść na MÓJ teren.-Odpowiadam obojętnie, jakby to było najzwyklejszą rzeczą na świecie.
-No ale Kori... dyrek postanowił, że to ty masz ich oprowadzić.- Jak zwykle bojąca się mnie Elisa. Czemu jeszcze jeszcze jest w moim gangu? To pytanie zadaje sobie każdego dnia. Chwila..co ona powiedziała???
-CO?!!!! Jak ten przestarzały dureń śmiał mnie wyznaczyć?!!!!!!!!!!!!!!!!!!!- Nie powiedziałabym ,że jest przestarzałym durniem. Raczej nazwałabym go starym, grubym jak beka, debilem, co powinien mi buty wycierać. - O której przychodzą ci nowi?
-No w zasadzie to za 5 minut...dokładnie.- Tony. Nie nazwałabym go moim chłopakiem, ale nie jest mi obojętny. Postrach w szkole, niezłe ciacho, a do tego świetnie całuje. Ideolo.
Dobra stoję na korytarzu ,gdzie rzekomo mają być te niedorozwoje, co to wybrały mój teren. Dobra idzie jakaś dziewczyna i trzech chłopaków. Kurde jacy oni są podobni do... O KUR-WA. To oni.
Tytani. Moi ex-kumple. Robin jak zwykle ciacho, od którego nie mogę oderwać wzroku. Weź się ogarnij! Raven wygląda jak jakaś emo-psycholka xD BeastBoy hmm nie mam PRAWIE żadnych zastrzeżeń. Cybuś...czy on wie co to lusterko????? Stają jak wryci. Chyba mnie rozpoznali.
-Siema. To wy jesteście tymi nowymi?- pytam nad wyraz zwyczajnie, chociaż korci mnie, by im skopać tyłki. Jestem PRZEGENIALNA. Dam radę.
-Sta..Starfire?- Raven. Ehh ta moja przyjaciółeczka ma chyba problemy ze wzrokiem. Nie to co ja 50/10.
-Nie widać?
****************************************************************************
Podobało się? Wiem nudne, głupie i do tego żadnej akcji, ani romantyzmu lub chociaż czegoś śmiesznego. WSZYSTKO przyjmę na klatę.
Rada na przyszłość (dla mnie):
Zastanowie się ,co chcę przekazać w notce.
piątek, 1 maja 2015
Blogi ,które czytam
Witam Was kochani. Oto blogi, które czytam:
*********************************************************************
http://mlodzi-tytani-star-i-robin.blog.onet.pl/
http://titans-future.blog.pl/
http://tytanowe-historie-by-scarygirl.blogspot.com/
http://gwiazdka-diary.blog.onet.pl
magic-is-all-around-us-robin-and-star.blogspot.com
teen-titans-forever.blog.onet.pl
www.opowi.pl/pamietnik-mlodych-tytanow-a591/
we-stay.blog.onet.pl/
inna-historia-tt.blog.onet.pl
starfireandrobin.blog.pl
*********************************************************************
http://mlodzi-tytani-star-i-robin.blog.onet.pl/
http://titans-future.blog.pl/
http://tytanowe-historie-by-scarygirl.blogspot.com/
http://gwiazdka-diary.blog.onet.pl
magic-is-all-around-us-robin-and-star.blogspot.com
teen-titans-forever.blog.onet.pl
www.opowi.pl/pamietnik-mlodych-tytanow-a591/
we-stay.blog.onet.pl/
inna-historia-tt.blog.onet.pl
starfireandrobin.blog.pl
Prolog
Tak jak informowałam zaczynam nową historię! Życzę miłego czytania :*
****************************************************************************
Światło dzienne wyłaniało się zza horyzontu. Promienie słoneczne delikatnie muskały jej twarz. Jednak ona nie chciała wstawać. Wolała już zasnąć na wieki z myślą ,że ONI będą bezpieczny, on będzie bezpieczny. Ludzie, któzi jej pomogli. Przyjęli ją pod swój dach. Osoby, które ją znienawidziły.
Pytanie co się stało?
Byli przecież niegdyś najlepszymi przyjaciółmi. Grupą, której nikt nie mógł rozdzielić, nikt poza nią. To ona ich zdradziła. Wybrała życie, w którym muszą walczyć. Jednak jest coś co 3 jej przyjaciół nie rozumie. Dlaczego trójka, a nie czwórka? Cyborg był zawsze jej najlepszym przyjacielem. Nawet podczas walki starali się siebie nie kaleczyć.
Robin nie mógł zrozumieć jej decyzji. Była najważniejszą osobą w jego życiu. Ciągle pamiętał jej pocałunki, śmiech, oddech na karku. To minęło. Był jednak pewien ,że kochają się wciąż tak samo.
Bestia załamał się po jej odejściu. Ledwo mógł z nią walczyć. Również to przez NIĄ leżał teraz w sali szpitalnej.
Raven nie miała serca z nią walczyć. Od czasu do czasu rzuciła w nią jakimś przedmiotem, w głebi duszy mając nadzieję ,że jej przyjaciółce uda się ominąć ową rzecz.
Skoro żaden z tytanów nie mógł z NIĄ walczyć, nic więc dziwnego, że to ona wygrywała za każdym razem. Sleyd (nwm jak to się pisze) był z niej dumny. Zdawało mu się ,że nie ma w niej krzty dobroci. Traktował ją jak córkę. Posłał nawet do szkoły, by tam rozwijała swą złą naturę. Pytaniem było czy w niejakiej Starfire, kiedyś obrończyni miasta Jump City, zostało chociaż ziarenko dobra...
********************************************************************************
Witam Was kochani! Powracam z prologiem do naszej nowej historii! Liczę na komentarze!
****************************************************************************
Światło dzienne wyłaniało się zza horyzontu. Promienie słoneczne delikatnie muskały jej twarz. Jednak ona nie chciała wstawać. Wolała już zasnąć na wieki z myślą ,że ONI będą bezpieczny, on będzie bezpieczny. Ludzie, któzi jej pomogli. Przyjęli ją pod swój dach. Osoby, które ją znienawidziły.
Pytanie co się stało?
Byli przecież niegdyś najlepszymi przyjaciółmi. Grupą, której nikt nie mógł rozdzielić, nikt poza nią. To ona ich zdradziła. Wybrała życie, w którym muszą walczyć. Jednak jest coś co 3 jej przyjaciół nie rozumie. Dlaczego trójka, a nie czwórka? Cyborg był zawsze jej najlepszym przyjacielem. Nawet podczas walki starali się siebie nie kaleczyć.
Robin nie mógł zrozumieć jej decyzji. Była najważniejszą osobą w jego życiu. Ciągle pamiętał jej pocałunki, śmiech, oddech na karku. To minęło. Był jednak pewien ,że kochają się wciąż tak samo.
Bestia załamał się po jej odejściu. Ledwo mógł z nią walczyć. Również to przez NIĄ leżał teraz w sali szpitalnej.
Raven nie miała serca z nią walczyć. Od czasu do czasu rzuciła w nią jakimś przedmiotem, w głebi duszy mając nadzieję ,że jej przyjaciółce uda się ominąć ową rzecz.
Skoro żaden z tytanów nie mógł z NIĄ walczyć, nic więc dziwnego, że to ona wygrywała za każdym razem. Sleyd (nwm jak to się pisze) był z niej dumny. Zdawało mu się ,że nie ma w niej krzty dobroci. Traktował ją jak córkę. Posłał nawet do szkoły, by tam rozwijała swą złą naturę. Pytaniem było czy w niejakiej Starfire, kiedyś obrończyni miasta Jump City, zostało chociaż ziarenko dobra...
********************************************************************************
Witam Was kochani! Powracam z prologiem do naszej nowej historii! Liczę na komentarze!
wtorek, 28 kwietnia 2015
poniedziałek, 6 kwietnia 2015
Rozdział 5.
Rozdział 5.
*Starfire*
Obudziły
mnie promienie słońca. Wstałam i po zaliczeniu porannej toaletki poszłam do
salonu. Ku mojemu zdziwieniu wszyscy już tam byli. Ravi medytowała Cyb i BB
grali a Robin siedział w kuchni.
-Siema
-przywitałam się.
-Cześć-odp.
Wszyscy
Wzięłam
jabłko z lodówki i usiadłam przy stole w kuchni.
-Kurna
ludzie nudno tu jak w piekle.-zwróciłam na siebie uwagę tytanów.-Może byśmy tak
zagrali w butelke?
Wszyscy
się zgodzili. Usiedliśmy w kółku. Cyborg zaczął kręcić.
-Bestia.
P czy W? (pytanie czy wyzwanie gdyby ktoś nie wiedział-od aut.)
- Wyzwanie
-Zjedz mięso-tutaj groszka
zamurowało!! No ale o reputacje trza dbać nie?? Podszedł do lodówki wyjął parówkę
i jakoś (naprawdę nie wiem jak) to zjadł!! BB zaczął kręcić.
-Raven. P czy W?
-P.
-Hmmmmm. Jak nazywają się Tw rodzice?-tutaj
trafił w słaby punkt. Raven nie lubiła gdy rozmawiało się o jej rodzinie.
-Arella i Trigon- wyszeptała. Zaczęła
kręcić.
-Robin. P czy W?
-W.
-Zaśpiewaj jakąś piosenke Lady
Gagi- zgon xD (https://www.youtube.com/watch?v=wV1FrqwZyKw)Robiś
się przemógł no i zaśpiewał. Kręci
-Star.-chytry uśmieszek. Ups nic
ciekawego się nie szykuje- P czy W?
-Ehh będę odważna. –zrobiłam znak
krzyża xD- Wyzwanko proszę
-Hm. Idź do wieży Tytanów Wschodu
i umów się ze Zwinnym na randkę-o kurwa!!! Taaa typowy Robin. Myślał ,że mnie
ma w garści? To się jeszcze zdziwi.
-Okey. Chodźcie ze mną żeby nie
było wątpliwości.-powiedziałam obojętnym tonem. Robcia zamurowało xD. Pewnie
myślał ,że powiem cos w stylu „Już wolałabym iść z Tobą” ale nie! Ja musiałam dać mu nauczkę xD.
Polecieliśmy do wierzy Tytanów Wschodu.
To na tyle. Sorki ,że taki krótki
no ale takie życie. MACIE MI TU KOMENTOWAĆ xD. Nie no powaga to już 5 rozdział a ja mam tylko komentarz
mojej koleżanki z reala który przedstawia
uśmiechniętą buźkę!!Cóż w sumie to ja pisze to dla siebie ,ale liczyłam ,że
ktoś to doceni. : (
czwartek, 2 kwietnia 2015
Rozdział 4.
Minęły
już 2 dni odkąd na Ziemię przybył Jacob. Przez ten czas nie wiele się zmieniło.
No może tyle ,że Bestia wiecznie podrywał Gwiazdkę co z kolei nie podobało się
przybyszowi i liderowi. Cóż takie życie. Wszyscy siedzieli w salonie. Raven
medytowała, blaszak grał na kompie, Jacob i Robin jak zwykle kłócili się, a
Bestia rozmawiał ze Star. Jednym słowem wszystko normalnie. Jednak tego dnia z
Ravi zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Była wesoła. Nawet raz zaśmiała się z
kolejnego idiotycznego kawału BeastBoya co już dało poważne wątpliwości na
temat jej samopoczucia.
Gwiazdka,
która miała z nią najlepszy kontakt podeszła do kanapy (stojącej w salonie)
najwyraźniej znudzona żartami zielonego.
-Ej
Star ty wiesz dlaczego Raven jest taka wyjątkowo w sosie?- zap. Cyborg
-Podobno
zmiana położenia planet czy coś takiego-odpowiedziała Tamaranka.
-Ludzie
wy nie wiecie ,że dzisiaj zaćmienie księżyca???-nie dowierzała „mroczna”.
Nagle
wszystko się zmieniło. Jacob wyglądał jakby usłyszał coś doprawdy
przerażającego.
-Coś
się stało?-zap. Gwiazdka.
-Nie,
nie..chociaż..-zawahał się- Star muszę natychmiast opuścić tą planetę.
-Koleś
co ty zaćmienia się boisz?- zażartował Bestia. Jacob opowiedział wszystkim o
tym ,że księżyc mocno go osłabia, a
połączony ze słońcem może być dla niego śmiertelny. Wszyscy pożegnali go na
dachu. Raczej nikt nie będzie za nim tęsknić.
-No
już nie będzie ci zawracał głowy- lider zwrócił się do Gwiazdki.
Wiem ,że była dość długa przerwa. Ufff nareszcie pozbyłam się Jacoba. Napisałam już całkiem sporo notek a nie ma jeszcze ŻADNEGO komentarza!!! Jestem też zawiedziona małą liczbą wyświetleń. Skąd mam wiedzieć co myślicie o moich opowiadaniach skoro nie zostawiacie po sobie śladu.
niedziela, 29 marca 2015
Subskrybuj:
Posty (Atom)